swój rodowód, reszta familii dowiedziała go się w parę godzin później, i uwierzyłaby była raczej, że Cewkowice leżą w Ameryce południowej, aniżeli że książę A. C. nie jest księciem Czetwertyńskim. Z wielkiem tedy zadowoleniem państwo Kacprowscy spostrzegli, że Róża zrobiła wrażenie na księciu; co się zaś tyczy hr. Cypryana, nie wątpił on ani na chwilę, że książę zrobił wielkie wrażenie na Róży. I ja mam pewne powody, ażeby przypuszczać to samo. Dosyć, że w okolicy Cybulowa panowało w tej chwili najzupełniejsze ukontentowanie, i tylko serce pana Artura było widownią walk i cierpień, z któremi zapoznamy się w następujących rozdziałach, z obecnego tę jednę wyciągając naukę, iż nic wolno bezkarnie "podobać się grubo" wielu wdowom, mężatkom i pannom, albowiem w końcu jedna pomści się za wszystkie, a wówczas powiedzą, że trafiła kosa na kamień.
Zostawiliśmy pana Artura w oknie gościnnego pokoju w Cewkowicach, gdzie, jak mówiliśmy, próbował dumać, łamiąc się z psychologicznemi trudnościami tej operacyi. Przekonawszy się, że usiłowania jego są płonne, wziął na głowę elegancki, lekki Panama i udał się do ogrodu, by się przyłączyć do panien. Po drodze, może w skutek ruchu ułatwiającego mózgowi „wydzielanie myśli“, dumania jego poczęły układać się w wyraźniejsze formy. Stanęło mu jasno przed oczyma, że panna Róża jest najpiękniejszym kwiatem na tej oazie Cewkowickiej, którą odkrył wśród pustyni, zwanej Galicyą. I oto on, jak wielbłąd — nie, nie jak wielbłąd, jak podróżny na wielbłądzie, przebiegając pustynię i zoczywszy ten jej kwiat cudowny, zapragnął posiąść go,