i kawalerzysta z profesyi, musi lubić jazdę konną. Pan Artur, który już kilka razy, od czasu jak był w Cewkowicach, objawił był jak największą pogardę dla wszelkiej piechoty, i jak największe uwielbienie dla kawaleryi, i który zresztą jako sportsman z urodzenia musiał przepadać za końmi, czuł jednakowoż jakieś zgryzoty sumienia wobec tej propozycyi, nie wiedział bowiem , czy szlachcic nie ma przypadkiem znarowionych koni, a wiedział za to bardzo dobrze, że wszystkie jego poprzednie próby w zawodzie kawaleryjskim wypadały na niekorzyść jego reputacyi pod tym względem. Raz nawet, gdy wypadła potrzeba odwrotu przed przewżającemi siłami moskiewskiemi, i gdy cały pluton jego dawszy koniom ostrogi, pocwałował ku własnemu oddziałowi, jakimś dziwnym trafem koń p. Artura przybiegł do obozu osobno, a jeździec zjawił się piechotą, ale — muszę mu oddać tę sprawiedliwość — zjawił się prawie jednocześnie z koniem. Wszystkie te skrupuły rozwiały się jednak wobec myśli, że potrzeba mu koniecznie tragicznego wypadku. Szczęście służyło mu przytem, bo panie wyjechały naprzód, i nie mogły być świadkami niepowodzenia, bez którego się rzeczywiście nie obeszło, z powodu, że pan Artur siadając na starego kasztana pana Kacprowskiego, zapomiał zebrać poprzednio cugle w lewą rękę, co się zresztą w kawaleryi narodowej nieraz wydarzyło. Kasztan nie czując, by go kto trzymał, ruszył z miejsca drobnym kłusem, a ponieważ jeździec, zajęty szukaniem strzemienia dla swojej prawej nogi, nie mógł i wtenczas jeszcze pamiętać o cuglach, więc kasztan rozhulał się na dobre i poleciał na wieś galopem, ku wielkiemu zdziwieniu pana Melitona, p. Wincentego i parobka od koni, którzy nie mogli pojąć, dlaczego książę rozkłada nogi en accent circonflexe i dlaczego trzyma się oburącz siodła, zamiast trzymać konia cuglami. Przed karczmą atoli kasztan namyślił się i stanął nagle, tak go był bowiem nauczył parobek, który go zawsze rano prowadził tędy do wody. Przy tej sposobności pan Artur wyleciał z siodła najprzód na szyję swego bieguna, a następnie na ziemię, ale tak lekko, że nie poniósł żadnego szwanku
Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/288
Ta strona została przepisana.