szej gościnności i gdzie pani Ilczyszynowa, z domu Moboryczewska, mając mniej słabe nerwy od swojej kuzynki, pani Kacprowskiej, pilnowała lepiej kuchni i uważała za swój obowiązek tuczyć „Polaków“ jak na zarżnięcie. Należy dodać, że ci „Polaki“ byli wszyscy z Ukrainy, śpiewali ruskie piosnki bardzo ładne, marzyli o Kozaczyźnie, o czerwonych buńczukach, o hetmanach z czaple mi piórami, i nakoniec „wyznawali zasady demokratyczne“ tak głośno, że Dziennik Lwowski miałby z nich był wielką pociechę, gdyby już żył w tych czasach.
Pan Meliton i p. Wincenty, odpowiadając na ukłon ks. Ilczyszyna i całego jego towarzystwa, nie spostrzegli, że książę zmieszał się mocno i szybko odwrócił twarz w przeciwną stronę, pociskając kasztana piętami, ażeby go przynaglić do szybszego kroku, co jednakże zostało bezskutecznem. Natomiast zadziwiło ich, dlaczego jeden z cucyglerów zerwał się ze schodków na ganku, na których siedział, i z wielce nasrożoną miną spojrzał na jadących.
Był to nasz znajomy z Błotniczan i Zabuża, pan Kwaskowski.
Widok tego jasnowłosego ucznia Eskulapa i Marsa, tak dobrze zapisanego w sercu i w albumie panny Katarzyny Odwarnickiej w Błotniczanach, musiał zaniepokoić pana Artura, który podczas owej sceny w ogrodzie zabużańskim mógł nabyć przekonania, że Kijowianie dzisiejsi bywają niemniej gwałtownego i burzliwego temperamentu, jak niegdyś Chmielniczeńko, Doroszeńko albo Mazepa. Ponieważ było ich aż czterech w Cewkowicach, i mieli przewagę liczebną po swojej stronie, więc bohaterowi naszemu patrzały się jakieś Pilawce albo Żółte Wody w miniaturze, i jako rezultat tej nowej domowej wojny uśmiechała mu się perspektywa, pełna spis kozackich, szubienic, palów, albo przynajmniej nahajek.
Przez małą chwilę — wszak sam Achilles miewał podobnoś chwile, w których mu miękło serce, i sam naczelny redaktor demokracyi narodowej miał zadrżeć ze zgrozy i rozpaczy, gdy go za udział w jakimś fakelcugu zamykano
Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/290
Ta strona została przepisana.