na całych pięć dni, tudzież pięć nocy, w strasznych murach c. k. sądu powiatowego przy ulicy Krzywej — przez małą chwilę tedy bohater mój pieścił się ponętną myślą, że stary kasztanek pana Kacprowskiego, podpędzony szpicrutem, zdobyłby się może na parę susów ognistych i uniósłby go może w całości z pośród grożących mu niebezpieczeństw. Ale kasztanek mógł także wierzgnąć, zamiast ruszyć z kopyta, a pan Artur, który niegdyś w bawialnym pokoju pani Szeliszczyńskiej i w oczach kapitana Kwaternickiego na czele swojej brygady konnej jednym pędem rozbił dwa czworoboki piechoty, i zagwoździł dwa działa, mógłby był teraz na pośmiewisko czterech spieszonych kozaków powtórzyć ten manewr hippiczny, dopiero co szczęśliwie wykonany przed karczmą cewkowicką. Zważywszy to wszystko, i przekonawszy się zresztą, że nikt go nie ściga, p. Artur postanowił stawić się ostro swoim przeciwnikom, i jechał dalej stępem między p. Melitonem i p. Wincentym, gubiąc naprzemian to prawe, to lewe strzemię, stósownie do tego, z której strony kasztanek opędzał głową trapiące go nielitościwie muchy.
Raz tylko, gdy jedna z tych obmierzłych istot obrała sobie pęcinę kasztanka za przedmiot swojej zjadliwości, ten ostatni zatrzymał się nagle, szarpnął mocno cuglami i wyrwawszy je z rąk panu Arturowi, wyrugował muchę z jej siedliska a księcia A. C. z siodła. Ale ponieważ to było już koło samej bramy, więc książę skończył spacer piechotą, i dzięki swej niezrównanej wymowie, przekonał potem obydwu panów Kacprowskich, że kasztan spłoszony przez wylatującego naprzeciw jeźdzców Biżuczka, wspiął się, wziął głowę między nogi i następnie nagłem rzuceniem się w bok uczynił panu Arturowi dalszy pobyt w siodle tak niemiłym, że tenże wolał zleźć dobrowolnie na ziemię.
Pan Artur udał się natychmiast do swego pokoju na górę, po części dla zmienienia swej garderoby, a poczęści, ażeby zastanowić się nad swojem położeniem, i obmyślić dalszy plan kapanii.
Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/291
Ta strona została przepisana.