gruntowniej niż kiedykolwiek, i przeżuwał w duchu swój tryumf z powodu, iż udało mu się tak świetnie sparaliżować intrygi „białych“, czyhających na życie księcia Artura. Książę milczał i dumał o wielkim dowodzie męztwa, który dał właśnie, i o wrażeniu, jakie to sprawi na umyśle panny Róży. Kwaskowski był wesół i śpiewał głośno:
„Grzmot nie piorun, krew nie woda;
Kto wojuje, zna, co boje!“
Tylko p. Wyksztkilło był bardzo niekontent, najprzód dlatego, że Żmudzin w ogóle nigdy nie daje zupełnemu zadowoleniu przystępu do swego serca, a powtóre dlatego, że nie mógł pojąć, jakim sposobem machanie pałaszem w szopie, i zadraśnięcie czyjegoś małego palca może stanowić „honorową satysfakcyę“. A jednak tak jest w istocie, i w naszych czasach na tem, a nie na czem innem polega honor, jakoteż satysfakcya!
Po powrocie do Cewkowic, pan Artur udał się do swego pokoju, albowiem jako „ranny“ potrzebował koniecznie wypoczynku. Ale wypoczynek ten przerywano mu ciągle, co pięć minut bowiem wpadał do pokoju lokaj, a co drugich pięć minut zjawiała się pokojówka, z zapytaniem, to od Jaśnie pani, to od Jaśnie panny Róży, jak się ma Jaśnie pan „hrabia“ i czyli czego nie potrzebuje? Jaśnie pan hrabia nie potrzebował niczego, i czekał tylko, ażeby upłynęło tyle czasu, ile go musi upłynąć, nim rycerz ranny może pokazać się w towarzystwie bez obudzenia podejrzeń, iż wcale nie był rannym. Gdyby nie ten wzgląd na prawdopodobieństwo, zapoznawany tak często przez pisarzy dramatycznych, ale wielce ważny dla pana Artura, byłby on już był dawno poszedł zaprezentować damom swoje oblicze,