między drzwiami wschodowemi a piecem. Później pokazywało się, że jest nieznośne gorąco w pokoju, zostawiano tedy pannę Władysławę na sofce, a pan Artur i panna Róża udawali się na drugi koniec pokoju, do okna, gdzie były dwa krzesła tylko, i gdzie przy szumie drzew w ogrodzie można było rozmawiać po cichu, tak po cichu, że panna Władysława nie słysząc nic, i nie widząc, oprócz jednostajnego ustawienia mebli w pokoju, i swoich rąk, jednostajnie złożonych u stalowej klamry od czarnego paska, usypiała zwykle dosyć głęboko.
Gdy już pan Artur „mógł wychodzić“, rozmowy te, przeplatane zgromadzeniami całej familii przy śniadaniu, przy obiedzie i przy herbacie, prowadziły się dalej to na balkonie, w niebieskim salonie, to znowu w zielonym. Pan Artur bywał czasem w doskonałym humorze, recytował wiersze i sceny komiczne z różnych sztuk, grywanych w teatrze warszawskim, śpiewał kuplety francuzkie i polskie, parodyował artystów i inne znakomitości, jednem słowem, był bardzo a bardzo zabawnym czasami, a czasami bardzo tkliwym i rzewnym. Tak minęło lato, minęła jesień i zaczęła się zima; na piętnaście mil wokoło wiedziano, że panna Róża Kacprowska kocha się w kuzynie hr. Cybulnickiego, zakwaterowanym w Cewkowicach — a pan Artur jeszcze ciągle wahał się między zamiarem wyjawienia swego właściwego nazwiska i stanu, a życiem z dnia na dzień, osłodzonem względami panny Róży. Tylko z każdym dniem stawała się dla niego straszniejszą i okropniejszą ta myśl, że wyjawienie prawdy może rozwiać miłe jego złudzenia, i z każdym dniem stawał mu się potrzebniejszym do życia i do szczęścia przyjaźny uśmiech panny Róży i więcej niż przyjaźny uścisk jej dłoni.
Tymczasem oddziały „szachujące“ szachowały a szachowały Moskwę bez końca. Coraz tragiczniejsze wieści przyhodziły z pola bitwy, coraz naglejszą stawała się potrzeba, by te długo zachowywane rezerwy rzucić już raz na nieprzyjaciela, i coraz uporczywiej trzymano je w głębi kraju. Cucyglery niecierpliwili się, porzucali kwatery i na własną rękę wychodzili na linię bojową. Inni znowu skar-
Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/309
Ta strona została przepisana.