Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/319

Ta strona została przepisana.

upokorzonego i zdemaskowanego fanfarona i blagiera, znieść ten złośliwy uśmiech, który tak często pokazywał się na twarzy hrabiego, gdy mówił do p. Artura — to było okropne! Kilka razy bohater mój miał ochotę na wzór p. Asakasowicza wyskoczyć z powozu, pobiegnąć w las i przyłączyć się do Wołyniaków — albo przynajmniej kazać woźnicy, by zamiast do Cybulowa, pojechał do miasteczka powiatowego, i oddać się tam w ręce władz austryackich. Ale w takich chwilach przychodziła mu na myśl panna Róża, przypomniał sobie jej łzy, jej zaklęcia, powtarzał sobie, że ona go kocha, i że byłoby nierozsądkiem, nie próbować dalej szczęścia, skoro nastręczał się sposób tak łatwy. Wśród tego wszystkiego, powóz zatoczył się znowu z p. Arturem przed ganek cybulowski, jak niegdyś, gdy go tam przywiozła pani Podborska.
Służba przyjęła go z niemniejszem jak wówczas uszanowaniem. W pokoju pana hrabiego Cypryana zastał p. Stępeckiego, który dowiedziawszy się o zaprowadzeniu stanu oblężenia, wpadł do naczelnika obwodu z głośnem narzekaniem, iż złożono około tysiąc sztuk nabojów w jego pasiece, iż on nie wie co z tem zrobić, iż nie myśli dzwonić kajdanami na Spielbergu, dlatego, że się komuś tam zechciało robić jakieś powstanie, itp. Wzywał tedy właściciel Barciszowic pana naczelnika obwodu, ażeby sobie zabrał naboje, bo może być jakie nieszczęście, pasieka może się zająć, albo „chłopi“ mogą zadenuncyować, zwłaszcza że odkąd ten przeklęty gazeciarz Dobrzański skasował pańszczyznę, to kanalia na wsi nie zna żadnej karności, i niech Mości dobrodzieju djabli porwą wszystkie wasze jakieś farmazońskie nowości, telegrafy, figi-migi, i organizacye; dawniej szlachcic Mości dobrodzieju jadł kluski z serem, siedział za piecem i chwalił Pana Boga, a teraz co? ot, pszenica mi zrosła, kartofle djabli wzięli, siana ani dój, dój! i płać tu podatki i karm powstańców, a jeszcze wymyśla i chce palić szwarz-drej-König, węgierskiego ani rusz! Ja tam jak Boga kocham Mości dobrodzieju, tylko w niedzielę albo święto po obiedzie zapalę sobie fajkę tureckiego, a tym