może całej niniejszej powieści, a przynajmniej nie byłoby najdramatyczniejszego jej zawikłania. Ksiądz Nabuchowycz powiedział tylko, że pan adjunkt powinien się ożenić, ale nie powiedział z kim — Herszko rozwiązał tę trudność jednem magicznem słowem:
— Nasza panna forszteherówna taka ładna, aj waj, a taka bogata, ćććć! Nu, pan adjunkt powinienby się z nią ożenić.
Łuski spadły z oczu p. ajunkta. Nie słyszał już dalszych rozpraw Herszka, wózek p. Macieja kołysał go, a on kołysał w swojej głowie błogą myśl, że raz przecież udało mu się mieć koncept bez pomocy dyurnisty. Był to wprawdzie koncept Herszka, ale pan Sarafanowycz był już jego właścicielem, i tego dnia wieczór p. Maciej, oprócz p. Maciejowej, Herszka, cielęcia, półsetka płótna i sześciu sztuk nierogacizny, przywiózł do Capowic konkurenta do ręki panny Emilii.
Nazajutrz rano, po tym tak ważnym, choć drobnym wypadku, pani amtsdienerowa, zajmująca się, jak wiadomo, niektóremi szczegółami kawalerskiego gospodarstwa p. adjunkta, spostrzegła ku niezmiernemu swemu zdziwieniu, że jej lokator nad wszelki swój zwyczaj, bo w piątek, zajęty jest, a nawet całkiem zabsorbowany, trudną i bolesną operacyą golenia swej brody. W izdebce, którą p. Sarafanowycz odnajmował od p. Schwalbenschweifowej — to było bowiem nazwisko owej zacnej niewiasty — oprócz łóżka, skrzyni, szaragów i kuferka, znajdował się duży drewniany stół, a na tym stole leżały, rozrzucone w artystycznym nieładzie, różne akta urzędowe, rekwizyta do pisania, szczotki do