do biura prezydyalnego, omal nie został roztrącony przez jakiegoś biednego żydka, jakiegoś wójta i dwie baby z suplikami pod pachą, którym pan becyrksforszteher właśnie w tej chwili pomagał własnonożnie dostać się czemprędzej z pierwszego piętra na dół, z pominięciem zwykłych przezorności ekwilibrystycznych, praktykowanych przy takiej sposobności.
— Stellen Sie sich vor, zawołał p. Precliczek do p. adjunkta, gdy ten już był na górze, stellen Sie sich vor — i począł mu opowiadać tajemnicę prezydyalną, którą powtarzam tu, spuszczając się na dyskrecyę czytelnika.
W Małostawicach komisya serwitutowa załatwiła była spór gromady z dworem o las i pastwisko ku zupełnemu zadowoleniu stron obydwóch, i właściciel lasu, pan Bzikowski, wyszedł był obronną ręką z tej drażliwej sprawy. Pan Bzikowski należał do Umsturzpartei, i to do tego najniebezpieczniejszego gatunku, który nietylko knuje spiski, ale pozwala sobie jeszcze czasem drwić z organów bezpieczeństwa publicznego w sposób wcale niedwuznaczny. P. Bzikowski nie przyznawał n. p. istnienia kwasów w żołądku pana Precliczka, i twierdził, że p. Precliczek nie kwasy, ale Polaków ma w żołądku, co przetłumaczone na niemieckie, było zrozumiałem i złośliwem. Pan Bzikowski powsadzał był jednego razu wszystkich swoich parobków na konie folwarczne, dosiadł sam wierzchowca, i na czele tego hufca wpadł w nocy kłusem do Capowic, objechał wszystkie ulice i następnie cwałem zretyrował się do Malostawic, w skutek czego pan forszteher był tak przerażony, że ściągnąwszy żandarmeryę z koszar, obsadził nią swoje mieszkanie, kazał bić na alarm w dzwon kościoła capowickiego i przez trzy dni całą ludność tego spokojnego miasta trzymał pod bronią, t. j. pod kosami, cepami i widłami, nim nadeszły rekwirowane z obwodowego miasta posiłki wojskowe. Dopiero wtenczas pan Precliczek, na pół już tylko żywy z przerażenia i polecając duszę swoją Bogu, a rodzinę swoją łasce Najj. Pana na wypadek jakiej strasznej dla siebie katastrofy, ruszył w pogoń za mniemanymi insurgentami. W przedniej straży szła żandarmerya, za
Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/59
Ta strona została skorygowana.