opowiem im tedy odrazu, że na owej poufnej konferencyi w pokoju pana forsztehera, pan adjunkt przyrzekł swemu szefowi postarać się o interwencyę księdza Nabuchowycza w kwestyi suplik serwitutowych małostawickich, a pan Precliczek przyobiecał natomiast p. Sarafanowyczowi uczynić go swoim zięciem. Jako przezorny polityk, zastrzegł sobie atoli pan Precliczek, że nie chce krępować woli swej córki i że wszystko zawisło ostatecznie od jej decyzyi — radził tedy panu adjunktowi, ażeby starał się przypodobać Milci, dodając, że przez czas trzydziestoletniej wiernej służby, cierpiąc nieraz niedostatek i poprzestając na kawałku suchego chleba, zbierał grosz do grosza dla swego kochanego, jedynego dziecka (tu otarł dwie rzewne łzy z oczu) i uzbierał 3.000 złr. — które stanowić będą posag Milci. Twarz pana adjunkta przedłużyła się mocno, gdy usłyszał tę cyfrę, i jął przedkładać panu forszteherowi, że wuj jego, ksiądz Nabuchowycz, dał 10.000 swej córce, wydając ją za praktykanta konceptowego, a przecież między praktykantem a adjunktem jest ogromna różnica, i utrzymanie żony, krynolina, trzewiki, sługa i t. p. kosztują rocznie więcej, niż procent od 10.000 wynosi. Tu pan forszteher westchnął, i oświadczył, że zapożyczywszy się, mógłby jeszcze dołożyć 1.000 złr. do owych 3.000. Na to odpowiedział pan Sarafanowycz, że i 4.000 w oczach jego i ks. Nabuchowycza są tylko kroplą w morzu wydatków, grożących żonatemu adjunktowi, który chce godnie utrzymać honor swoich trzech złotych gwiazdek na czerwonym aksamitnym kołnierzu. Pan forszteher westchnął znowu, i dołożył jeszcze 1.000 złr. W tym sposobie ciągnęły się rokowania dalej, i w końcu, na tym pierwszym terminie sądowym, bohaterka niniejszej powieści wylicytowaną została do sumy 8.000 złr. pod warunkiem, że pan Sarafanowycz musi jej się wprzód podobać.
Ażeby oddać zupełną słuszność panu Precliczkowi, należy powiedzieć, że ani mu przez głowę przeszła myśl radzenia się w istocie swej córki co do wyboru jej męża. Pan Precliczek znosił u siebie w domu tylko bierną opozycyę kobiet, na którą nie zważał, i którejby przełamać nie mógł,
Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/65
Ta strona została skorygowana.