Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/86

Ta strona została skorygowana.

i wybuchając pustym śmiechem, wybiegła z pokoju. P. adjunkt stał chwilę nieco zakłopotany, zobaczył nakoniec, że miał koncept w ręku a nie mógł go znaleźć, i przeczytawszy go naprędce raz jeszcze, rzucił się w pogoń za Milcią przez kurytarz do kuchni. Ale tam, smażenie konfitur zajmowało wszystkie umysły i ręce, Kasia podparła drzwi tak, że pan Sarafanowycz nie mógł się przecisnąć, i straciwszy znowu koncept i kontenans, zawołał tylko:
— No, panno Emilio, jakże będzie z nami?
— Z nami? nic nie będzie...
— Jakto, więc pani mnie nie chce?
Milcia była już w tej chwili w sypialnym pokoju, przytykającym do kuchni i nie słyszała tego ostatniego zapytania. Natomiast stara Maryna, matka Kasi, usługująca także przy kuchni, odchyliła drzwi i zapytała: Pannunciu, pan hadjunk pytajut sia, cy ich ne choczete?
— Skażit mu szczo ne choczu — odpowiedziała jej Milcia.
— Ałe deż, pannunciu, ne znaty szczo! Takij fajnyj czełowik!
— Ot mamuniu, — ozwała się Kasia, — małybyśte rozum! Koły pannuncia ne chtiet, to szczo wam do toho? Kasia należała widocznie do stronnictwa Schreyera.
Pan adjunkt stał przez cały czas tej rozmowy na progu, na pół przywarty drzwiami kuchennemi. Przyszło mu nareszcie do głowy, że całe to zajście kompromituje mocno jego powagę, wyszedł tedy, zamykając drzwi za sobą, i udał się wprost do biura p. forsztehera.
Pan Precliczek był znowu raz w kwaśnym bardzo humorze. Sprawa suplik małostawickich odżyła napowrót, z powodu zabicia leśniczego i poranienia gajowego. Rzecz sama przez się nie byłaby miała żadnego znaczenia, gdyby nie nauczyciel, którego pan Kuderkiewicz w Głęboczyskach trzymał do swoich dzieci, i który miał zły nałóg pisywania korespondencyj do Gazety Narodowej. Niebezpieczne to indywiduum próbował p. Precliczek już kilka razy abschaffen, t. j. wyprowadzić szupasem z powiatu, ale miało paszport