spodarz czytał jako simplex servus Dei, Pilawski, ciekawiec mrucząc pod nosem, bo nie chciał się wydać z pomysłem — mówił Piławski. Rzecz była na pozór mała, ale dla badacza nadzwyczajnéj doniosłości i ogromnego znaczenia.
Uśmiechnął się ironicznie w milczeniu; książkę oddał, ukłonił i z wielką powagą miał odchodzić, gdy go tknęło iż się o inne okoliczności towarzyszące, pomocniczo objaśniające nie zapytał. Mądry wszakże, domyślny a grzeczny właściciel Róży, wyczytawszy z oczów milczącego badacza ciekawość, dodał pocichu w poufny sposób.
— Jaki obywatel ziemski, proszę pana, czy też miejski... tego nie wiem, a czego niewiem tego nie mogę powiedzieć — ale coś porządnego: słowo honoru, coś bardzo porządnego! Powiadam panu bywają u mnie różne familje i ludzie, nie chwaląc się, najznakomitsi... raz nawet był hr. Gołuchowski!.. no — ale takiego tłomoka jeszczem u nikogo nie widział. Angielski czy też już nie wiem jaki, skóra jak na pugilaresie, okuta bronzem, elegancki co się zowie śliczny. Drugi mniejszy podobny tylko kalibrem różny, torba także garniturowa. A co ponadobywał różności i ponarozstawiał szczotek i mydeł, flaszek, ingredencji to się służąca wydziwić nie mogła — królewska toaleta.
— No — a z herbami? zapytał badacz.
— Przyznam się panu że oto nie pytałem i nie obserwowałem — dodał gospodarz, a tylko elegancja co się zowie. Na kołnierzu od surduta gdy Franek wytrzepywał sam czytałem London, na butach, to mi Franek mówił, London, wszędzie London i wszystko paradne.
— A książki ma? Spytał inkwizytor.
— Pół stolika zawalonego — dodał gospodarz — wszystko francuzkie, i coś tam polskich...
— Ale bez służącego? szepnął kręcąc głową badacz.
— Hm — ściśle biorąc — rzekł gospodarz, po cóż do Krynicy służący? Franek może i księciu usłużyć... Hrabiemu Gołuchowskiemu buty czyścił.
Niedosłyszał tego argumentowania nasz ciekawiec, bo się skłonił i zatopiony w myślach odchodził powtarzając — Piławski. Pilawski hm! oczewista rzecz iż to jest pseudonym dla zachowania incognito od herbu Piława — Toć jasne! to jasne! Chciałoby się uniknąć natrętów, ciekawych, znajomości... to jasne... Piławski — Piława!
Usmiechnął się do siebie i zatarł ręce szczęśliwy iż trafił na wywód ten, który mu się wydawał nadzwyczaj trafnym. Nie jest to rzeczą przyjemną, ciągnął daléj — być napastowanym, okrążanym, wyzyskiwanym... Ci protekcji, inni pieniędzy, — drudzy szukają znajomości, aby się przechwalać. Toć rzecz zrozumiała — Piławski... Piława... jak na dłoni. Jestem w domu — ale sza!!
Uszczęśliwiony domysłem w którego trafność uwierzył najmocniéj, badacz poszedł na deptak pod parasolem postanawiając milczeć, dopóki by na poparcie idei swojéj nie znalazł silniejszych jeszcze argumentów.
Tu czas jest zapoznać się — nie z wielkim nieznajomym, ale z badaczem tyle trafności mającym i dowcipu. Badacz nasz, w pospolitem życiu zwany był panem Karolem Surwińskim. Był on mieszkańcem Krakowa i — teraz już, właścicielem kamienicy, na któréj srogie opodatkowanie zwykł się był uskarżać przy każdéj rozmowie. Zasiedziały w mieście i nieruszający się chyba do Krynicy z rozkazu