Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No42 part5.png

Ta strona została skorygowana.

W ręku miała nieopuszczający ją nigdy różaniec, a z rana ogromny worek z książkami od nabożeństwa i modlitewkami drukowanemi, które rozdawała lub sprzedawała na dochód stowarzyszeń S. Wincentego à Paulo.. Obawiano się jéj w ogóle jak ognia, natrętną bowiem była, wytrwałą i nieustępującą ani krokiem ani słowem... Walczyła za wiarę do upadłego — chociaż-bodaj, czy wiara na tem wiele zyskiwała. Nie było bowiem przykładu, ażeby się kto jéj dał nawrócić. Dodać należy, iż ze znacznego majątku, o który siostrzeniec miał wielkie powody obawiania się, nigdy dla przekonań najmniejszéj nie uczyniła ofiary. Wyciągała na nie drugich, sama płacąc dług własny, gorliwą pracą tylko... Ubogiemu też siostrzeńcowi obficie wprawdzie dawała obrazki i modlitewki, ale nadto podobno nie więcéj. Nieszczęśliwy ten młodzieniec, zowiący się panem prefesorem Żemłą, snuł się jak cień za ciotką... po części z nakazu rodziny, w części z własnego popędu, lecz mu to dotąd wcale się nie wypłacało. Czasem posyłała go ciotką, kazała się przeprowadzać, posługiwała nim, lecz ile razy zachodziły rachunki, liczyła się szczelnie lub — jeżeli z jéj strony co należało, zbywała podziękowaniem. Utrapiona to była służba przy Hercegowinie — a biedny młodzian znosił ją, jak skazany z cierpliwością przykładną. Blondyn, długiéj twarzy, wzrostu słusznego do zbytku, tyczkowaty, sztywny, spokojnego temperamentu. Porfiry był jednym z tych ludzi, którym nigdy bardzo źle na świecie być nie może, bo nie czują do zbytku i zdają się narodzeni na los tych, których francuzi zowią tak trafnie: souffre-douleur. W szkołach bili go i znęcali się nad nim studenci, w domu siostry, ojciec i matka robili z nim co chcieli, na świecie — jakby się do służby narodził, każdy się nim wysługiwał. Porfiry słuchał wszystkich, czy kto miał, czy nie miał mu prawa rozkazywać. Natury wielce flegmatycznéj, miał jedno tylko upodobanie — nic nie robić, gdyby można palić dobre cygaro, jeść rzeczy słodkie i długo sypiać. Nie kłócił się z nikim i nigdy, uśmiechał do każdego, schodził z drogi wszystkim... stawał w kątku... i zdawał nie mieć wielkiéj ochoty do życia. Żył bo się urodził i musiał — lecz żeby mu to tak bardzo| smakowało, nie widać było po nim.
Z powodu ciotki już pobożnym być musiał, wszakże i w pobożności nie przesadzał, spełniał ścisle co nakazywała, ziewając po trosze, nie rozgniewał się zbytnio nigdy. Zresztą najlepszy człowiek w świecie, niezawadzający, cichy, łagodny. Panny przezywały go rozmaicie, śmiały się z niego, draźniły... jedna uczeńsza w historji naturalnéj ochrzciła go przydomkiem: ryby — z powodu zimnéj krwi zapewne... rozsądniejsze widziały w nim nieocenione przymioty na męża — i gdyby ciocia zapewniła mu spadek, niezawodnieby się o niego rozbijały. Co do tego dziedzictwa po cioci bogatéj i skąpéj, wątpliwości zachodziły wielkie. Starali się oń OO. Jezuici, Kapucyni i Dominikanie, a naostatku Porfiry sam czując, iż najmniéj było prawdopodobieństwa, ażeby się ono jemu dostać mogło. Pilnować się jednak — musiał. Pani Hercegowińska mieszkała zwykle w Krakowie, on też tam często przebywał, jeździła do Krynicy, wlókł się tam za nią, nie naprzykrzał się wszakże, dawał tylko znak życia, jakby mówiąc jéj — otom jest. Ciocia wcale za to nieokazywała wdzięczności, niekiedy go nawet odprawiała do domu.. Ale bo byś się nie włóczył tak mawiała.. jak ogon ciągniesz się za mną...
— Ciocia Prezesowa nie może mieć za złe, iż troskliwość... Daj mi pokój z tą troskliwością. Ja to wiem... Gdybyś mnie chciał słuchać, wstąpiłbyś do nowicjatu.. i to by było najlepiej.