Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No43 part6.png

Ta strona została skorygowana.

pobudzany, zaglądał pod różnemi pozorami do pokoju anglika (jak go nazywano) i donosił co robi... Gospodarz nawet był zaintrygowany... cóż dopiero inni.
— Siadł sobie na sofie, mówił Franek, i w książce coś rysuje. Potem opowiadał, że siadł i czyta, lub że chodzi i cygaro pali. Parę listów odebrał z Warszawy pan Pilawski, które nim się do niego dostały, uległy miejscowéj kontroli koperty... Zastanawiano się bacznie nad pieczątką — nad lakiem, charakterem adresu i znakami, po których by można korespondenta odkryć. Listy były męzkim charakterem pisane, na sposób kancelaryjno-handlowo — bankowy adresowane — a — co dziwna — na kopercie stał stępel: G. Pilawski. Varsovie. Ten stępel intrygował. Można się z niego było domyślać bowiem, że pan Pilawski stał na czele jakiegoś domu noszącego firmę jego. Jeden z tych listów wpadł w ręce pand Karola Surwńskiego i mocno go zafrasował z razu, wywracał bowiem całą jego domysłów budowę. Lecz pan Karol, gdy przy czem stanął, nie ustępował łatwo, — obrachował więc iż stępel był umyślnie dla otrzymania incognito zrobiony. Stara sztuka, rzekł, stara sztuka!! ale wróbli na plewę nie biorą u nas. Znamy się na tem... Stępel nie kosztuje wiele, a może niewytrawnych pobałamucić!!
Rozśmiał się i poszedł...
Z drugiéj strony, pani Domska i jéj córka, które widocznie też unikały bliższych znajomości, były przedmiotem domysłów i dociekań ze strony mężczyzn i kobiet.
Obradowano nad tem: czy je miano prosić na ów piknik, czy też nie. Pan Karol Surwiński, który znał zwyczaje, dowodził, iż przyzwoite osoby, nie wchodząc bliżéj w ich biografje, u wód zawsze zapraszać należało, choćby nikomu nie były znajome... Pan Stanisław Grejfer, który uczył się etykiety i formalności po najpierwszych domach, aksiomat ten podawał w wątpliwość, — hr. Żelazowski trzymał się neutralnie.. Hamermann ruszał ramionami, znajdując, że jak tylko kwestja nie tyczyła owiec i bydła, rozstrzygnięcie jéj dość było obojętnem.
Około tych pozamykanych drzwi pani Domskiéj i pana Pilawskiego, snuli się i przesnuwali ciekawi.. Nareszcie Surwiński wpadł na domysł, iż panie musiały się przecież radzić doktora któregoś, a doktór po rozmowie i bliższéj znajomości, mógł wiedzieć coś więcéj niż inni. Poszedł tedy pan Karol dotrzeć tego, kto był ordynującym i kogo się radziły te panie. Okazało się z pilnego śledztwa, iż ani Dr. Zieleniewski, ani z Krakowa przybyły młody lekarz, ich nie odwiedzał, ale niedawno tu i chwilowo osiadły Dr. Werter... który jakiś czas praktykował w Krakowie, potem na prowincji, a teraz szczęścia u wód probował. Dr. Werter znowu nie był jednym z najdostępniejszych. Przychodził czasem na wista do Aksakowicza, ale wziąwszy cygaro w usta i karty w ręce, mruczał tylko — umhn! w żadną dłuższą nie wdając się rozmowę. Surwiński rachował na to, że miał talent trybuszona, dobywania najhermetyczniéj zamkniętych butelek. Manewrował, tak że D. Wertera pochwycił, prosił go o radę, nagadał przed nim nawet na Dr. Dietla, którego on nie lubił, poczęstował cygarem dobrem — i dopiero indagację rozpoczął.
— Pan dobrodziéj zna te damy?
— Poznałem je — tu dopiero.. gdy się zgłosiły do mnie.
— Osoby majętne, zdaje się i dobrego towarzystwa?