— Tak — rzekła smutnie matka, ażeby sobie oszczędzić przykrych zawodów, bolesnych może przejść — cierpienia.. lepiéj, lepiéj... być bardzo ostrożną..
— Niech że mnie mama nie ma za jakąś płochą istotę, u któréj się głowa łatwo zapala — odezwała się Elwira..
— Ale przyznaj, że — podobał ci się..
Spojrzała na córkę.
— Nie przeczę, że zrobił na mnie wrażenie bardzo jakiegoś miłego i sympatycznego człowieka.. radabym była jego towarzystwu — przecież, niech mama będzie spokojna, głowa mi się nie zawróci..
— Niech się ani głowa ani serce nie zawraca — odpowiedziała matka z czułością, nam, moje dziecko marzyć, nie wolno, spodziewać się wcale niepodobna.. ty wiesz..
Zamilkła — Elwira chodziła po pokoju.
— Wiem, rozumiem, nie mówmy o tem, podchwyciła córka — ja też nie roję, nie marzę, nie spodziewam się. Na życie patrzę trzeźwo.. spokojnie — wiem z góry, że szczęścia od niego wyglądać nie mogę.. to jest, tego co pospolicie szczęściem zowią. Dla tego potrafiłam sobie upodobania, zajęcia, całą przyszłość tak z góry urządzić, ażeby mi wydziedziczonéj, jeszcze bardzo źle nie było. Książki, fortepian.. praca.. zupełnie mi starczą...
Matka miała łzy w oczach, Elwira zbliżyła się by ją pocałować w rękę, ta chwyciła jéj głowę, i całus macierzyński położyła na czole.
— Nie mówmy o tem — zamknęła Elwira.
— Owszem, mówmy.. przerwała Domska — to nas rozerwie, wśród tego nieznośnego deszczu.. pozwalam ci trochę się bawić twoim nieznajomym, którego wiesz nazwisko przecie.. Nie jest ono tak zachwycający, wyglądał mi na paniczyka, na hrabiątko, ale — któż to może być?
— Myślę, że — majętny obywatel, ze wsi — rzekła Elwira żywo.
— Otóż, nic — nie wiem, sądzę, mówiła matka, sądzę z tych niepostrzeżonych prawie oznak jakichś, które charakteryzują ludzi, że on — nie jest wieśniakiem. Ma fizognomję miejską i pańską.. pałacową.
— To być może — ale bardzo przyzwoicie pańską.
— Nie przeczę — dodała matka.
— Niezmiernie grzeczny a nie zimny i nie odpychający jak często lndzie grzeczni być umieją — mówiła Elwira.. nauki ma dosyć, oczytany.. umia kilka języków. Sam mówił, że kończył uniwersytet w Berlinie. Gdyby u wód w istocie było więcéj swobody i zaraz z tego nie robiono plotek, tobym go choć na naszą nieszczególną hotelową herbatę prosić kazała.
— To, niewypada — odezwała się matka — najzacniejszy z ludzi nawet, myślałby, że go ciągniemy..
— A! niechże Bóg broni.. załamując ręce zawołała Elwira... nie zaprosiemy go, kiedy tak, to pewno, powinien sam mieć odwagę przyjść przecież z wizytą..
Domawiała tych wyrazów panna Elwira, gdy do drzwi z lekka zapukano — obie panie nagle umilkły..
Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No44 part3.png
Ta strona została skorygowana.