Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No47 part7.png

Ta strona została skorygowana.

siałam z Lizą dozorować wykonania robót.. około południa zwykle gości bywało już pełno, a zmieniali się tylko do wieczora, tak, że ledwie miałam czas pobiedz do dziecka i kołyski.. Wieczorem dopiero mogłam swobodniéj odetchnąć, spocząć, zagrać, pomyślić, wrócić wspomnieniami do młodości mojéj. Nie oddalałam się nigdzie, wyrzekłam się nawet teatru, który dosyć lubiłam.. Czasem wywiozłam dziecię na przejażdżkę za miasto.. do ogrodu gdzieś, to była cała moja przyjemność.
Pani Jaworkowska przerwała w téj chwili pani Domskiéj — i długoż to trwało? zapytała — ten okropny twój czyściec?
Domska się uśmiechnęła.
— Ale on trwa do dziś dnia, moja Maryniu, rzekła... miałam czas wychować Elwirę i sama zestarzeć... mam dom własny... mam znaczny kapitał... zostałam bogatą.. jeśli człowiek się kiedy nazwać? może bogatym.. boć to wszystko chwila mu odbiera i ślepy los...
— I nie rzucasz tego nieszczęśliwego rzemiosła, odezwała się Jaworkowska.
— Dotąd jeszczem tego nie uczyniła... mówiła pani Zuzanna. Naprzód nawykłam do tego życia, nie jest mi źle... powtóre co roku coś dokładam dla Elwiry, któréj Bóg dał tyle, ile by jéj nie mógł dać pan Radca.
— A cóż się stało z Radcą?
— W kilka lat potem... umarł. Nie mógł mi nic uczynić wprawdzie, bom mu się obronić potrafiła, lecz Elwirkę wydziedziczył i córce swéj zapisał wszystko... Siostra Augusta, aby mi dokuczyć, przyjeżdżała kilka razy do magazynu.. rachując na to że się ze mną spotka i choć słowem mnie ukole... uszłam szczęśliwie zetknięcia z nią, grymasiła z Lizą.. Wreszcie zapomnieli ludzie, przytępiły się namiętne niechęci.. pamięć srogich gniewów zatarła się, dali mi pokój.
— Jednakże, proszęż cię — nieśmiało wtrąciła Jaworkowska, bawiąc się węzełkiem od chustki — musisz myśleć o losie Elwiry. Co jéj z tego choćby była bogatą, jeśli szczęścia nie zapewnisz?
— Szczęścia! uśmiechnęła się Domska — masz słuszność, trzeba choć dla dziecięcia wierzyć w szczęście i o nie się starać. Spotykasz mnie właśnie w téj stanowczéj chwili życia, w któréj rozmyślam co począć z sobą.. Jestem już stara i słaba... W tym świecie w którym żyjemy, Elwirze nikt się trafić nie może, prócz — cudzoziemca... a tych się ja boję.. Trzeba więc będzie rozstać się z magazynem, odpocząć i nowe zawiązać stosunki. Myślałam o tem.. rozmyślam.. Pomożeż to co, gdy za nami wszędzie i zawsze pójdzie piętnujące nas nazwisko — modystka i córka modystki, A! to ta, powiedzą, któréj matka miała magazyn w Berlinie... Elwira może czekać, może wybierać.. a ja drżę nad przyszłością. Widzisz że i tu całkiem się usuwam od towarzystwa, choć mnie nie znają — bo ani chcę przyznać się do mojéj profesji, ani bym umiała skłamać, ani bym Elwirze chciała zatrzeć tych kilku chwil swobody..
Zamilkły. Pani Jaworkowska była widocznie temi wyznaniami dawnéj przyjaciołki zmięszaną, zakłopotaną — lecz i zaciekawioną zarazem. Godzina była dość spóźniona, a rozstać się z nią, jeszcze się wahała, tyle rzeczy od niéj pragnęła się dowiedzieć.
— Jakżeś wychowała Elwirę? spytała...
— Jak ukochaną jedynaczkę, jak pieszczone dziecię, jak skarb mój cały — składając ręce zawołała Domska. Widziałaś ją tylko zdaleka, nie znasz jéj jeszcze... Powiem ci jak wszystkie podobno zwykły