był, kto go rodził, co to była za familja, gdzie jéj majątek, z kim krewni, o tem Albert wcale nie wiedział.
— Jakże może być żebyś żyjąc z kim nie starał się dowiedzieć dokładnie o jego towarzyskiem położeniu, o rodzinie, o domu..
— Kochana kuzynko, zaśmiał się Albert, naprzód w uniwersytecie wszyscy są równi i nikt o to niedba: powtóre nie miałem najmniejszéj ciekawości dowiadywania się o to, czego się łatwo było domysleć. Nazwisko szlacheckie, wychowanie także, a zamożność była widoczna. Znać rodziców ma bogatych, a nawet bardzo bogatych.
— Ale przecież musiał choć kiedykolwiek o nich wspomnieć?
— Ani słowa..
— Musiał mieć znajomych... i ludzi co znali rodzinę?...
— Nie spotkałem się z niemi..
— Wszystko to ci się wybacza, zowołała grożąc paluszkiem hrabina — bo młodość i uniwersytet są to circonstances attenuantes, ale w Krynicy, gdzie taki jegomość może się zakochać.. starać, bałamucić... może porobić stosunki.. potrzeba dokładnej legitymacji, ta więc panu, szanowny kuzynie powierzoną zostaje.. Daję ci trzy dni czasu...
— A! rozśmiał się Albert — na téj stopie jak my jesteśmy dosyć dwudziestu czterech godzin...
— Czekaj nie kwap się — dodała Palczewska, daję trzy dni czasu — ale po trzech dniach dasz fant.. to jest sprawisz podwieczorek w Warszawskim hotelu dla całego towarzystwa...
— Na miłość Boga! składając ręce, rzekł kuzyn, gdyby nie to że jestem pewnym swego — mógłbym się przestraszyć. Czasy wojenne, ostatki guldenów pozabierano za podatki, waluta spadła.. a ja bez grosza.!
— Mogłabym ci pokredytować... ale — ale i ja stoję teraz jak finanse austryjackie — pokazując białe ząbki ozwała się gosposia — całe szczęście żem nawykła nienaruszalnych kilka tysięcy guldenów mieć na wypadek... a pono teraz przyjdzie je poruszyć. Ale rób waćpan swoje..
Albert przywitał się z dawnym towarzyszem serdecznie bardzo, lecz z myślą judaszowską wyciągnięcia od niego co najprędzéj potrzebnych informacji. Uściskali się.
— Gdzie mieszkasz? zapytał Albert.
— W Hotelu pod Różą.
— Ja zajechałem do jakiegoś wilgotnego domu pod Trzy gwiazdy, westchnął przybyły starannie mam zatęchłe jakieś mieszkanie... ale à la guerre comme à la guerre. Tylko bym jak najkrócéj życzył sobie w domu siedzieć. Mamy tyle do mówienia, wychodząc ztąd wpraszam się do ciebie na jaką godzinę gawędy. Dobrze?
— Proszę, i owszem, szybko zawołał Pilawski — będę ci rad — bo stęskniony jestem do poufałéj pogadanki.
Wstępna rozmowa skończyła się na tem, wtrącili się w nią inni, zagadała wszechwładna gospodyni... piknik znowu był na stole.. i wrażliwe rozprawy pociągnęły niemal wszystkich gości do udziału w sejmiku.. Pilawski słuchał nie mięszając się wcale. Hrabina parę razy zmierzyła go oczyma, a widząc osamotnionym wysunęła się z koła, przystąpiła do niego, zagadała — i bardzo zręcznie wywiodła go na przechadzkę po saloniku. Reszta gości zapalała się niezmiernie roztrząsając kwestje sporne piknikowe i nie wiele zważała na postępowanie gospodyni. Jeden tylko Grejfer westchnął.
— Pan tańcujesz? — poczęła hrabina.
— Gdy muszę — rzekł Pilawski.
Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No48 part6.png
Ta strona została skorygowana.