Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No2 part3.png

Ta strona została skorygowana.

A było w istocie oryginalne. Młody mężczyzna wykrygowany, wyelegantowany, wyfryzowany, przypominał powierzchownością paryskiego fryzjera z modnego magazynu na bulwarach. Człowiek ten nie szedł ale, rzekłbyś, tańcował idąc, tak stawiał kroki z pamięcią o tem, ażeby wdzięcznie się wydawały. Układ jego cały nienaturalny był, wyłamany, ręce pozaokrąglane, głowa podniesiona z pewnem przechyleniem na bok nadawać jéj mającem melancholiczną fizjognomję wierzby płaczącéj. Lśniły się na niéj włosy utrefione, wypomadowane, rozdzielone starannie i ułożone z obu stron skroni z głębokim namysłem by malowniczo wyglądały. Wąs śpiczasto zakończony dwoma sznureczkami i bródka hiszpańska długa nader starannie wypielęgnowana, przy białéj i bladéj cerze, odbijały jak na źle kolorowanym obrazku. Z pod białego jak śnieg kołnierzyka, niebieski, lazurowy krawat wyglądał, uciśnięty szpilką na któréj zręczny złotnik związał w trofeum szpicrutę, i dżokejską czapeczkę, podkowę i strzemię, godła sportu. O reszcie stroju dobranego właściwie do tych premissów, mówić byłoby zbytecznem. Lakierki były z guziczkami i szyte białym jedwabiem, dalsze ubranie z lampasami kamizelka otwarta wdzięcznie, a przy niéj zwieszał się zegarek z łańcuchem, wedle wszelkiego podobieństwa ze złota talmi, niezmiernéj grubości, dzwigającym pieczęć, medaljon ogromny emaljowany i całą kolekcją ciekawości różnych, między innemi mikroskopijną armatę...
Nim się miał czas ów elegant odezwać do pana i Pilawskiego, Gabriel zawołał głośno:
— Ale po cóżeś tu u licha mnie gonił i po co? po co?
— Przepraszam pryncypała — rzekł zmięszany nieco młodzieniec, były interesa naglące, ja nie mogłem ich brać na moją odpowiedzialność. Pilawski przyskoczył doń żywo, schylił mu się do ucha, poszeptał coś kilka minut żywo i dodał.
— Rozumiesz mnie?
— Rozumiem — cicho szepnął elegant.
— Niezapomnisz?
— Broń Boże!
— Idzie mi o to wielce — dorzucił Pilawski. Nawet jeśli można, wolałbym ażebyś rozmówiwszy się ze mną natychmiast powracał.
Twarz biednego przybylca przeciągnęła się.
— Proszę pryncypała, rzekł smutnie — kiedy już tyle się drogi zrobiło... ja ręczę, że tam wszystko pójdzie jak należy.. niechby mnie wolno było choć dzionek.. dzioneczek....
— Ale ja ci tydzień daję, byle nie tu.... nie tu. Jedź sobie do Szczawnicy, zabaw się! A tu.... gotoweś mi się wypaplać, gotów cię kto zobaczyć, ja będę w trwodze.
— Niech że mi pryncypał zawierzyć raczy.... już kiedy się słowo rzeknie, to się dotrzyma. Człowiek siedzi i pracuje..
— Dam ci wakacje.. dam! zawołał Pilawski... tylko nie tu.
— Ja ich teraz sam nie wymagam, bo interesa są pilne... lecz kiedy już tyle się drogi uczyniło.
Pilawski ręką machnął. Elegant który dotąd stał z kapeluszem w ręku, trzymając go nad głową, nakrył ją i począł iść za pryncypałem swoim z pewnem uszanowaniem, tak się obrachowując aby mu pół kroku naprzód zawsze zostawić. Nieszczęśliwe-