Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No2 part4.png

Ta strona została skorygowana.

mu Pilawskiemu którego twarz okryła się smutkiem, nawet sąsiedztwo tego młodzieńca, zdawało się niezmiernym ciężarem i przykrością. Szedł jak na ścięcie, wiodąc go za sobą, niespokojnie rzucając oczyma dokoła, czy ich kto nie widzi. W istocie elegant był kompromitującym. Wypiętnowana na nim była ta elegancja z talmi złota, która do prawdziwéj tak się ma jak kolorowana litografja do obrazu Rafaela. Młodzieniec zdawał się tymczasem zadowolniony nadzwyczaj z siebie, przejęty błogo gustownością i pięknością swéj postaci. Szedł wyzywając oczów by nań patrzały, serc niewieścich by je podbijał.. Kiedy niekiedy spoglądał sam, to na wielki medaljon wiszący u dewizek, to na lakierki stębnowane w figle różne, to na zielone, majowe, krzyczące rękawiczki glansowane, pozapinane tak że ogromna ręka ledwie się w nich mieściła. Pilawski wciąż idąc powtarzał jeszcze.
— Ale po co było przyjeżdżać? po co?
— Proszę pryncypała — ja nie mogłem brać tego na moją odpowiedzialność.
Tak weszli do gospody pod Różą, Pilawski pospieszył z nim do swego pokoju, oglądając się jeszcze czy ich kto na schodkach nie spotka, i zamknął się z nim na klucz na długą rozmowę.
Tymczasem postać tak wdzięczna i strojna nie mogła przejść od hotelu warszawskiego przez całą Krynicę, niezwracając ciekawych oczu. Lakierowane buty, zielone rękawiczki, lazurowy krawat, medaljon ogromny, kapelusz jak lustro swiecący... sam chód nawet i krygi powszechną obudziły uwagę. Ujrzał go pierwszy Greifer i zobaczywszy że się witał z Pilawskim, z nim poszedł do hotelu i poufale rozmawiał, jako człek baczny, który ze wszystkiego umie korzystać, natychmiast pobiegł na zwiady. Niewinny ks. Brzoza idący z brewiarzem, powiedział mu na pytanie, iż przypadkiem wie iż ten młodzian przybył wczora w nocy, zajechał do Warszawskiego hotelu, pytał zaraz o Pilawskiego i ubrawszy się do niego poszedł. Ks. Brzoza sam stojąc w tymże domu, mimowolnie się o tem dowiedział. Grejfer czując iż mu to się na coś przydać może, posunął się do dobrze znajomego gospodarza hotelu. A że ten zwykł był utyskiwać na pustki i brak gości, miał dobry assumpt do rozpoczęcia rozmowy. Utyskiwanie trwało.
— Wczoraj ci tu przecie ktoś zajechał.
— A co mi tam z niego! zapowiedział, że nie dla wód tylko za interesem do tego pana Pilawskiego. Zabawi może dwa dni i powraca. Co to za gość, kiedy jak po ogień nie jak po wodę przyjechał.
— Cóż to za jeden? zapytał p. Stanisław.
— Kto go wie? zapisał się Jerzykiewicz z Warszawy.
— No — ale stan — zajęcie? któż? co?
— Dał tylko sztrych w książce.. któż go tam będzie pytał? Co mnie do tego, byle paszport miał. Wygląda to prawda na fryzjera.. tylko że takich teraz elegantów co nie miara, którzy nie lepiéj od niego się prezentują..
— Jerzykiewicz! powtórzył parę razy Greifert. Czy będzie u was jadał?
— Nie mówił, — lecz jeśli na godzinę się nie stawi, czekać nie myślę.
— Jerzykiewicz! powtórzył jeszcze dla wbicia w pamięć nazwiska Grejfert, zagadał potem o czem innem, pożegnał się i poszedł.
Łatwo było rozrachować że przybyły za interesem do Pilawskiego, znał jego i stosunki pana Garbrjela najlepiéj, cenna więc rzecz była dobyć coś z niego. Niemniéj baczny na każde poruszenie żywotne w Krynicy, pan Karol Surwiński już go też widział, już doszedł po co i dla czego przybył, a równie —