Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No6 part9.png

Ta strona została skorygowana.

powoli pustoszała i już można mieć było przedsmak téj ciszy i wyludnienia jakie tu panuje zimą. Wszystkie wody i stacje zdrowia na które pewna tylko pora przypada przynosząca im życie, mają ten byt przerywany, to usypianie i budzenie się, zmieniające je do niepoznania. Kto widział Niceę w lecie, a Wiesbaden zimą, gdy nawet ławki z ogrodów uciekają, może mieć wyobrażenie czem jest taka Krynica po odjeździe gości. Zostają tu na zimowe, jesienne, wiosenne, dłuższe rekollekcje, stróżowie do mostu i ofiary niedoli, które gdyby jak bobaki pozasypiać mogły nim się nowi zjadą goście, byliby pewnie bardzo szczęśliwi.
Gospodarze prawie już nie radzi byli tym co pobyt tu przeciągali, kazali im płacić za swój zły humor, a że wody zaopatrzone są w środki do życia obfitsze tylko latem.. zaczynała się obawa by chleba i mięsa nie zabrakło. Hrabina któraby w innym razie pierwsza jaskółką odleciała gdzie z téj ciszy, siedziała tylko dotrzymując placu choremu, który jeszcze nie wyjeżdżał dla tego że mu ona nie pozwalała. Z dnia na dzień rada była przedłużać to dziwne pożegnanie z marzeniem szczęścia, nie miała siły. Anglik był anielsko cierpliwy. Wolnych chwil używał na naukę języka, którego alfabetem się krztusił, a ortografją zdumiewał. Był już pewnym, że nie nauczy się nic, ale chciał choć zajrzeć w te przepaście tajemnicze. Prawdziwie nieszczęśliwą była panna Salomea naprzód już z powołania swego jako de moiselle de compagnie, powtóre jako stara (troszkę) panna, potrzecie przez kwaśny temperament, a ostatecznie z okrutnych nudów, bo hrabina ją zamęczała a nie było się nawet komu poskarzyć.
Pierwszy silny chłód nastraszył wszystkich.. a że Pilawski oprócz tego naglący list odebrał z Warszawy, zaczynano się wybierać.. Ostatniego wieczora hrabina siedziała zadumana w fotelu z książką którą tylko co czytać przestała. W drugim pokoju anglik bawił przez grzeczność pannę Salomeę, z całych sił powstrzymującą się od ziewania, Surwiński grał w szachy z cyrulikiem w kątku. Cisza grobowa panowała w całéj Krynicy.
Hrabina długo w milczeniu spoglądała na Gabriela, który siedział ubrany z ręką na temblaku, z tą twarzą spokojną i napozór chłodną, któréj mu ani boleść skrzywić ani radość rozpromienić nigdy nie umiała. Coś w temperamencie, coś w wychowaniu może w położeniu samem było takiego, co mu pełniejszą piersią w życie się rzucić wzbraniało, co go czyniło bojaźliwym niemal i wstrzemięźliwym, co go na wodzach trzymało. Hrabina z wyrzutem jakimś patrzała nań, patrzała i nagle jakby ze snu przebudzona, zawołała:
— Odezwij że się ty straszny sfinxie milczący? odezwij się przecie tak, aby w słowach odezwało się życie, uderzyło serce... pan dla mnie jesteś zagadką!
— Ja nim jestem dla siebie także, odezwał się Gabriel, ale jedno pani jasno i dawno wyczytać byłaś powinna z mych oczów, wyrazów, z całéj mojéj istoty, że mam dla pani szacunek najwyższy, wdzięczność najgorętszą...