— A tego ja właśnie uczynić nie mogę, i raz dla tego żem ojcu przyrzekł wytrwać na stanowisku, powtóre że mam moją rzemieślniczą dumę i mówię sobie, że moja tarcza z nożycami otwartemi, warta tyle co pawęża z podkową jakąś i orłami. Człowiek nie jest panem swoich przeznaczeń, los mu je narzuca w kolebce, wartość zaś jego stanowi zwycięzka z własnemi losami walka, dźwiganie ich i podołanie temu co jest, a nie wybijanie się z placu i szranków w których mu pozostać przeznaczono. Przyzna pani, że apostazja nawet nożyc krawieckich, zawsze jest poniżającą. Człowiek winien tak czuć godność swoją, tak ją nosić wysoko, by nią uzacnił czego tylko dotknie.
P. Palczewska ruszyła ramionami. Widać było że teraz dopiero wychodziła jakby ze snu długiego, budziła się i usiłowała oprzytomnieć. Jedna chwila zmieniła ją zupełnie. Czułość jaką okazywała Pilawskiemu ostygła, widać było usposobienie jakieś nowe prawie gniewne. Smiała się szydersko z siebie, ruszała ramionami, nie wiedziała co począć, jak się rozstać z tym człowiekiem, któremu rzucając ostatnie pytanie spodziewała się w odpowiedzi może tragedjo-dramatu, okropności jakichś, ale nie tak trywialnego rozwiązania. W głowie jéj się to pomieścić nie mogło. Patrzała na Pilawskiego który przed godziną wydawał się jéj tak szlachetną istotą.. tak idealnym młodzianem, a teraz. A! fe! krawczyk!! krawczyk! powtarzała w duchu. Mais c’est du dernier ridicule.
Cóż z tem było przecież począć? Serce które przed chwilą rwało się jeszcze do tego człowieka pod wrażeniem rozczarowującego słowa, odkrywało w nim teraz pewne znamiona prozaiczne, których zrazu nie widziało. Był jeszcze przystojnym, był dosyć wytresowanym ale ta sztywność, ta wstrzemięźliwość i skromność jego zdradzały człowieka, który nie był urodzonym i nie należał do świata.
Godzina była spóźniona, nazajutrz miano się rozjeżdżać, na ranek były jeszcze różne piękne projekta teraz wszystko zostało zachwiane. Hrabina myślała tylko o tem, jakby co rychléj uciec nimby się niefortunna tajemnica wydała. Nie wiedząc co mówić, co z sobą zrobić, wstała i podała rękę Pilawskiemu. Do jutra rzekła głosem cichym, nie spowiadaj że się pan nikomu... to niepotrzebne.. Dobranoc.
Zawołała na pannę Salomeę, która weszła razem z anglikiem i Surwińskim. Wiliam i panna po wrażliwéj nader twarzyczce hrabinéj poznali, i domyślili się jakiej doznanéj przez nią przykrości. Była nie w swoim humorze, milcząca, skłopotana i zapomniała nawet troszczyć się jak zwykle o swojego chorego.. którego milczącym żegnała tylko ukłonem. William czuł się w obowiązku odprowadzić. p. Palczewską do drzwi jéj i w pół godziny powrócił. Z Pilawskim byli od Tatrów na stopie dobréj przyjaźni. Anglik znajdował Gabriela tak miłym, tak dla siebie sympatycznym, iż z nim przyszedł do braterskiéj niemal poufałości. O co u Anglika trudno. Miał on to poczucie przyzwoitości, iż się wcale o przeszłość przyjaciela, o jego stan i stosunki niedopytywał. Wróciwszy po przeprowadzeniu hrabinéj, Anglik przyszedł wprost do Pilawskiego.
— Cóż się stało hrabinie? spytał, byliśmy w drugim pokoju czy rozmawiałeś z nią? Miałżebyś jéj co przykrego powiedzieć? Idąc do domu była pomięszaną, zniecierpliwioną, milczącą. Co to jest?
— Nie ma w tem winy mojéj, rzekł Gabriel, nie mówmy o tem, Sir William, najrozumniejsze kobiety i hrabiny, są przecież w gruncie kobietami i hrabinami.
— Aleście byli z sobą tak dobrze.
— Ja sądzę że mi hr. Emilja zachowa to uczucie przyjaźni jakiem mnie zaszczycała, odezwał się Gabriel, ale chwilowo może być ze mnie nie kontenta.
Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No7 part4.png
Ta strona została skorygowana.