Tak się nad wszelkie spodziewanie ułożyło wszystko daleko lepiéj, niż Ernest mógł marzyć. Szło mu teraz wielce o to, by poznać dobrze opiekuna i pannę, i sposób ich myślenia i idee.. Staruszka polubił, przecież lękał się go dla żywych tradycji przeszłości, która u nas jeden tylko stan uznawała, oddzielając się od reszty.
Nie podobało mu się, że panna była bogata, nie rachował na to wiele, lecz trzeba już było dotrzeć, przekonać się i wiedzieć czy można mieć jeszcze jaką nadzieję. Staremu zwierzać się nie myślał... Pod pozorem innego interesy, ruszyli tedy razem do Berlina, a w drodze choć rozmowy o wszystkiem po troszę toczyły się nieustannie, hr. Ernest nie wiele się potrafił dowiedzieć. Opiekun tylko w zachwycających rysach malował pupilę. Parę razy zapytał uśmiechając się, kto to był ten przyjaciel hrabiego, co się panną interesował. Ernest wszakże uznał właściwem nie wygadać się z nazwiskiem i z niczem, póki by bliżéj nie poznał co się święci.
Szczęsny jak tylko wylądowali w hotelu Meinhardt’a, ledwie się otrząsnąwszy z pyłu pobiegł do Elwiry. Zastał ją niezwyczajnie poruszoną, zniecierpliwioną, kwaśną, dopytywał napróżno. Elwira nie przyznała mu się do niczego, tylko do bólu głowy. Dopiero późniéj w rozmowie poskarżyła się na natręctwo pewnego młodego człowieka który ją nudził nieustannemi biletami, chociaż go raz na zawsze przyjmować zakazała.
— Na te nudy, moja Elwirko, trzeba ci jako pannie na wydaniu być zrezygnowaną, rzekł dziadek, jesteś piękna, bogata i rozumna. Rzesze za tobą chodzić muszą... Rozśmiał się stary.. Ot i ja ci jednego kawalera ciekawego cię poznać, który od kogoś z Krynicy słyszał o tobie, przywiozłem. Pozwolisz mi go zaprezentować?
— Któż to taki? zapytała ciekawie Elwira któréj serce uderzyło.
— Hrabia Ernest..
— Ale skądżeś od kogo słyszał o mnie?
— Szczęsny uważał za stosowne zmilczeć! — Nie wiem od kogo mianowicie, spytasz się go. Pozwolisz zaprezentować?
— Ja nie wiem czy to właściwem będzie, abym ja jeszcze w żałobie, otwierała dom, przyjmowała młodych ludzi...
— Za pozwoleniem, odezwał się dziadunio, żałoba do tego nie ma nic, boć tańcować u ciebie nie będą, a koniec końcem jesteś sama i nie możesz dla jego zostać zakonnicą, zresztą, od czegoż ja i moja powaga. Twój dom jest niby moim domem, więc czasem mi wolno kogoś dobrze znajomego przyprowadzić, chociaż, bądź spokojna, ja nie nadużyję opiekuńskich praw i nikogo ci narzucać nie będę.
Elwira pomyślała, że poczciwy dziaduś kłamie po-
Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No9 part1.png
Ta strona została skorygowana.