Co z niemi się kołysząc, pod wiatru oddechem,
Przechodnia piosnkę świstał tajemniczem echem;
Gdy nawet ludzka boleść, wszystko boskie było;
Gdy to co dziś znieważa, uwielbiała dusza;
Gdy świat miał bogów tysiąc, a ludzkość wierzyła;
Gdy wszystko tchnęło szczęściem, prócz Prometeusza,
Którego, jak szatana, wyższa moc strąciła?
— A gdy z niebem i ziemia zmieniła się cała,
Gdy się kolebka świata grobem jego stała,
Gdy uragan północny, na Rzymu ruiny
Rozciągnął kir żałobny czarnej swej lawiny —
Czy żałujesz tych czasów, gdy w wieku ciemnoty,
Pełny bogactw i piękna zaświtał wiek złoty?
Gdy świat stary z Łazarzem swój kamień grobowy
Roztrzaskał uderzeniem odmłodniałej głowy?
Czy żałujesz tych czasów, kiedy lot swój śmiały
Ballady w czarodziejskie krainy zwracały,
Kiedy nasze pomniki, naszą wiarę młodą
Dziewicza szata śnieżną stroiła urodą,
Gdy dłoń Chrystusa w wszystko nowe wlała życie,
Gdy na pałacu księcia niebotycznym szczycie
Równie jak i na niskiem mieszkaniu kapłana,
Ten sam jasny krzyż został zwycięsko zatknięty;
Gdy Strasburg i Kolonia, Notre-Dame i Piotr święty,
Przyoblekły swe białe kamienne odzieże,
I w obliczu narodów, ugiąwszy kolana,
Strona:Wiersze ulotne (Szembekowa).djvu/044
Ta strona została uwierzytelniona.