Jeden wzdycha do gwiazdki, drugi do księżyca,
Ten nocne śpiewa cienie, tamten ranne zorze,
Mnie, skromnego poetę, nic tak nie zachwyca,
Jak gdy skrzeczą wieczorem żaby na jeziorze.
Czyto zgodnie i gwarno, bez przerwy ni zmiany,
Radzą nad brakiem deszczu lub nad dolą własną,
Póki je nie wypłoszy jaki głos nieznany,
I wszystkie nie umilkną, jak na jedno hasło.
Czyto która, samotna, z szuwarów wypłynie,
Pod listkiem mokrej lilii, usiądzie w pół skryta,
I tęskny wzrok wpoiwszy w ciemnych wód głębinie,
O przyszły los żałośnie, nocną ciszę pyta...