przemknęła chmurka zadumy; dzbanek postawiła na ziemi i rękami, na znak widać umówiony, po trzykroć klasnęła. Z głębi ciemnych jodeł odpowiedziano podobnem hasłem i po chwili, gałązki leszczynowe rozstąpiły się, a z po za nich wyjrzała pomarszczona twarz starej cyganki. Niespokojnem okiem rozejrzała się w około, potem przystąpiła do dziewczęcia.
— O mój ptaszku złoty! — śpiewnym zawiodła głosem, — sfrunęłaś przecie do cyganichy, niech ci za to Najświętsza Mateczka da dużo szczęścia...
Dziewczę smutno się uśmiechnęło.
— Za dobre słowo Bóg wam zapłać Semeno, ale mnie się zaś widzi, że dla Marysi nie ma szczęścia tu, na ziemi... — i pochyliła główkę na piersi.
— Et, co znowu gadasz — odrzekła stara, — alboż tobie kiedy bieda dokuczała; lub źli ludzie krzywdę wyrządzali? kaprysisz moje dziecko, nic więcej; podnieś no oto lepiej ładne oczki i pokaż rękę, to ci co ciekawego o twoim przyszłym wywróżę.
Marysia wzdragała się przez chwilę, wreszcie spłonąwszy jak leśny goździk, wysunęła rękę.
— A masz talizman? — spytała cyganka.
Dziewczę wydostawszy zza gorsetu srebrną dwuzłotówkę, położyło ją na ręku.
Semena zabrała pieniądz, przeżegnała go i poczęła wpatrywać się pilnie w gzygzakowate linje krzyżujące się na dłoni dziewczęcia.
Marysi serduszko uderzało mocno, niby młotkiem. Drugą ręką podniosła brzeżek czerwonego fartuszka i tarła nim łzą wilgotne oczki.
Strona:Wiktor Gomulicki - Kolorowe obrazki.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.