goż koloru wstążką — stroi ją lepiéj od sukni, wiosenny wdzięk lat piętnastu. W drobnych paluszkach trzyma stokrotkę i niby druga Grethen, skubie jéj listki szepcząc: kocha, nie kocha... Na twarzyczce, jak na niebie o zachodzie, mienią się blaski i cienie.
Chwila uroczystéj ciszy.
— Nie kocha!... wykrzyknęła z boleścią i twarz ukryła w dłoniach. Przez białe paluszki przecisnęły się łezki perłowe i spadły rosą na modre główki fijołków.
— Zosieńku droga! kto cię nie kocha? ozwał się tuż za nią świeży głos młodego chłopca.
Był to Karolek. Niepostrzeżony przyglądał się swemu marzeniu.
Zosia drgnęła, wychyliła z dłoni spłakaną twarzyczkę, a ujrzawszy go, spłonęła silnym rumieńcem.
— Powiedz mi aniołku, kto taki?... nalegał młody chłopiec.
Rumieniec znikł z jagód, zastąpiła go marmurowa bladość. Krew z twarzy zbiegła do serca.
Karolek ujął jéj drobne rączęta i miłośnie spojrzał w chabrowe oczki.
— Ależ Zosiu, czy jest na świecie taki, coby ciebie nie kochał?
— A jest... odrzekła, a w głosie jéj łzy czuć było.
— Może ojciec?
— Nie...
— Matuchna?
Strona:Wiktor Gomulicki - Kolorowe obrazki.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.