Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/103

Ta strona została przepisana.

— Zmierzyłem.
— Kiedy?
— Tylko co.
— A jakim sposobem.
— Za pomocą trójkąta.
— A czy dobrze opatrzyłeś jego oprawę?
— Jak najstaranniej.
— Czy klepsydra dokładnie odsypuje swoje półminuty?
— Jak najdokładniej.
— Czyś tylko pewny, że piasek nie zużył dziurki, łączącej dwa kieliszki?
— Jak najpewniejszy.
— Czyś wypróbował klepsydrę za pomocą drgania kuli od muszkietu, zawieszonej...
— Wiem, wiem, na płaskiej nici, ciągniętej ze zroszonych konopi. Ma się rozumieć.
— Ale czyś powoskował nitkę, żeby się przypadkiem nie przedłużyła?
— Ma się rozumieć.
— Czyś wypróbował także trójkąt?
— Powiadam, że wypróbowałem klepsydrę za pomocą kuli od muszkietu, a trójkąt za pomocą kuli armatniej.
— A jaką ma średnicę twoja kula?
— Stopę średnicy.
— No, to dobra waga.
— Jest to stara kula, jeszcze z dawnej naszej orki wojennej, la Casse de Par-grand.
— A! Tej, co należała do Armady?
— Tej samej.
— I która mieściła sześciuset żołnierzy, pięćdziesięciu majtków i dwadzieścia pięć armat?
— Wiedzą o tem skały podwodne.
— A jakimżeś ty sposobem zważył ciśnienie wody na ciężar kuli?
— Za pomocą niemieckiego bezmianu.
— A czyś potrącił parcie fali na linę, utrzymującą kulę?
— Potrąciłem.
— I cóż wypadło?
— Ciśnienie wody wyniosło sto siedmdziesiąt funtów.