została usunięta. Żyją jeszcze, choć już bardzo starzy, żeglarze, którzy ją pamiętają. Ostrzegała ona, ale zwykle zapóźno.
Rozkazu patrona usłuchano natychmiast. Langwedokczyk pracował jako trzeci majtek. Zresztą wszyscy pomagali, jak mogli. W oka mgnieniu, można powiedzieć, że nie zwinięto żagle, ale je zdarto; wprawiono w ruch wszystkie bloki, poruszono wszystkie węzły, poprzytraczano wszystko aż do najdrobniejszej linki; poprzeciągano wpoprzek liny drabinowe, które tym sposobem posłużyły do utrwalenia stanowiska masztów ukośnych; silnie utwierdzono maszt środkowy; pozabijano gwoździami klapy bocznych otworów, co miało posłużyć niejako do zrobienia okrętu ile możności nieprzystępnym wodzie. Jakkolwiek manewru dopełniono nader pospiesznie, niemniej jednak dokładnie. Orka, słowem, postawiona została na stopie najrozpaczniejszego jak być może uproszczenia. W miarę jednak, jak statek, uprzątając z siebie wszystko, ile mógł się zmniejszał, wzrastało wzburzenie przeciw niemu, równie powietrza jak wody. Wysokość przewalających się w ciemności bałwanów dochodziła niemal rozmiarów podbiegunowych.
Orkan, niby oprawca, któremu pilno, rozpoczął wreszcie ćwiertować statek. W oka mgnieniu nastało jakby straszliwe rozszarpywanie. Gniazda bocianie zleciały jakby zdmuchnięte, wyższe żagle poszły w szmaty, osłony pomostów w drzazgi, sam pomost wymieciony został do czysta, maszt prysł w połowie, słowem klęska zdawała się wszystko na cztery wiatry roznosić. Nareszcie pękły nawet liny główne, choć na długość czterech sążni wkoło kotwic okręcone.
Natężenie magnetyczne, właściwe nawałnicom śnieżnym, niemało dodawało linom kruchości. Pękały tyleż skutkiem działania nieujętego prądu, ile z powodu szaleństwa wichrów. Mnóstwo łańcuchów, ześliznąwszy się z bloków, przestało już działać w jakikolwiek sposób. Zręby przednie, zarówno jak i kręgi belkowania od tyłu, uginały się i trzeszczały pod uporczywym naciskiem wichru. Nareszcie bałwan jakiś silniejszy zerwał busolę i uniósł ją razem z budką. Inny porwał czółno uczepione u przednie-
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/124
Ta strona została przepisana.