Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/145

Ta strona została przepisana.

Milczenie w podobnych razach jest może zaczajeniem się.
Ostatnie bryzgi fali ślizgały się jeszcze wzdłuż statku. Pomost miał położenie poziome, z nieznacznemi, kiedy niekiedy, pochyleniami. W miejscach uszkodzonych zaledwie widać jeszcze było lekkie drgania. Służący za latarnię granat, w którym płonęły jeszcze pakuły, napojone smołą, nie kołysał się już u dzioba i nie padały już z niego w morze krople syczące. To, co zostało jeszcze tchu w mrocznych przestrzeniach wysokości, nie posiadało już dźwięku. Śnieg spadał gruby, miękki, prawie już prostopadle. Znikąd nie słychać było szumu piany, mogącego zdradzać jakieś skały podwodne. Wszędzie głęboki spokój pośród ciemności.
Odpoczynek ten, po tych wszystkich przystępach gorączki i wyuzdaniach przyrody, stał się nagle dla nieszczęśliwych, od tak dawna kołatanych, niewymowną rozkoszą. Zdało im się, że nareszcie przestali być brani na tortury. Widzieli wokoło siebie i ponad sobą pewną zgodę ku ich ocaleniu. Nabrali otuchy. Wszystko, co było dotąd wściekłością, obecnie stawało się uspokojeniem. Wydało im się to niby zawarciem rozejmu. Strapione ich piersi głębiej oddychać poczęły. Mogli już wreszcie z rąk wypuścić ten koniec postronka lub ten kawał deski, którego się wszystkiemi siłami trzymali, podnieść się, wyprostować, stać, chodzić, używać ruchu. Czuli się niewysłowienie ukołysanymi. Zdarzają się w tych głębiach mrocznych podobne błyski raju, będące może przygotowaniem do czegoś innego. Było jasne, jak na dłoni, że się ci ludzie stanowczo już znajdowali poza obrębem nawałnicy, poza obrębem piany, szalonych podmuchów, wściekłości fal, całkiem swobodni. Odtąd wszystko zdawało się być już po ich stronie. Za trzy lub cztery godziny brzask na niebie zabłyśnie, spostrzeżeni zostaną przez jakiś statek wędrowny, znajdą na nim schronienie. Najcięższą przeprawę przebyto. Wracano znów do życia. Główną było rzeczą móc się utrzymać na wodzie aż do ustania nawałnicy. Mówili sobie: — Tym razem to już przecie koniec.
Nagle spostrzegli się, że to był koniec w istocie.