Traceni byli nie siłą prawa człowieczego, ale siłą prawa rzeczy.
Śnieg padał, i ponieważ statek nie poruszał się już, strzępy te białe zasłały pomost rodzajem śmiertelnego prześcieradła.
Spód statku coraz się stawał cięższy. Ani sposobu wyprowadzić stamtąd przybywającą nieustannie wodę. Nie mieli nawet szufli, która i tak na nicby się nie przydała; orka bowiem, jak wiemy, opatrzona była pokładem. Zapalono światło; zażegnięto kilka pochodni, które utkwiono po dziurach i szparach, gdzie było można. Galdeazun przydźwigał skądś kilka starych kubłów skórzanych; ustawili się łańcuchem i zaczęli czerpać wodę; ale okazało się niebawem, że kubły zupełnie na nic się nie zdały; jedne miały dziurawe dna, inne na szwach były poprute i wszystka niemal woda wyciekała z nich po drodze. Istnem szyderstwem był stosunek tego, co przybywało, do tego, czego się pozbywano. Ubywała szklanka, przyrastała tonna. Oto wszystko, czego dokazać było można. Był to niby bezrozumny wydatek skąpca, usiłującego wyczerpać po groszu miljon cały.
Wódz rzekł:
— Trzeba ulżyć statkowi!
W czasie nawałnicy poprzytwierdzano silnie kilka skrzyń na pomoście. Obecnie przyczepione jeszcze były do resztek pnia od masztu. Odwiązano je i zepchnięto w wodę przez jakiś wyłom w burcie. Jeden z tych kufrów należał do kobiety biskajskiej, która zawołała z westchnieniem:
— O mój płaszczyk nowy, czerwono podbity! O moje biedne pończochy, tkane z kory brzozowej! O moje zausznice srebrne, w których tyle razy chodziłam na majowe nabożeństwo!
Po wyprzątnieniu pomostu pozostawała jeszcze kajuta. Ta mocno była zawalona. Znajdowały się w niej, jak sobie przypominamy, węzełki, należące do podróżnych, oraz pakunki, będące własnością majtków.
Wzięto węzełki i wyrzucono je wszystkie przez tenże sam wyłom w burcie.
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/149
Ta strona została przepisana.