Radzi nieradzi, pouklękali.
Doktór mówił dalej:
— Zbrodnie nasze rzućmy w morze. One to nas obciążają. One to coraz mocniej pogrążają statek. Nie myślmy już o ocaleniu, myślmy o zbawieniu. Przedewszystkiem ostatnia nasza zbrodnia, ta, którąśmy popełnili, czyli raczej którejśmy tylko co dopełnili, ta właśnie, nędznicy, szczególnie nas przygniata. Bezbożne to zuchwalstwo wyzywać do walki otchłanie, kiedy się ma poza sobą zamiar morderstwa. Czyn, przeciw dziecku spełniony, jest czynem przeciw Bogu. Wiem, że koniecznie uciekać było trzeba, ale wiem i to, żeśmy w tym wypadku szli ku pewnej zgubie. Niebawem nadciągnęła nawałnica, przyzwana przez cień, który czyn nasz poza sobą rzucił. Tak być miało. Zresztą nie macie czego żałować. Niedaleko stąd, w tej ciemności, znajduje się wprawdzie ląd stały, jest to przylądek La Hougue i piaszczyste wybrzeże Vauvillu. Ale to jest Francja. A dla nas w Hiszpanji tylko możliwe było schronienie. Francja niemniej nam jest niebezpieczna, jak Anglja. Wyswobodzenie nasze ze strony morza skończyłoby się na szubienicy. Powieszonymi być, lub zatopionymi, nie mieliśmy nic innego do wyboru. Bóg za nas wybrał. Dzięki Mu za to złóżmy. Daje nam grób, który obmywa. Bracia moi, taka już była konieczność. Pomyślcie, żeśmy sami, niedawno temu, z najgorszą wolą pchnęli ku Bogu to dziecko, i że być może, właśnie w chwili, w której do was przemawiami, ponad głowami naszemi krąży dusza, oskarżająca nas przed widzącym sędzią. U miejmy skorzystać z tej ostatecznej zwłoki, zróbmy wysiłek, jeśli to jeszcze podobna, aby wynagrodzić, o ile nas stać na to, zło, któreśmy wyrządzili. Jeśli dziecko nas przeżyje, chciejmy mu być pomocą. Jeśliby umarło, starajmy się o jego przebaczenie. Zdejmijmy z siebie naszą zbrodnię.
Oswobodźmy sumienia nasze od tego ciężaru. Usiłujmy, ażeby dusze nasze nie zostały pochłonięte wobec Boga, albowiem dopiero podobne rozbicie jest istotnie straszliwe.
Ciała idą wtedy na pastwę rybom, dusze na łup szatanom. Litość miejcie sami nad sobą. Na kolana, powiadam! Żal jest łodzią, która nie tonie. Brak wam, powiadacie, busoli? Kłamstwo. Macie przecież modlitwę.
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/151
Ta strona została przepisana.