nicie, że pozostawiacie wybór kładki temu, który najcięższe dźwiga brzemię.
I dodał:
— Wiedza obciąża sumienie.
Poczem rzekł znowu:
— Ile nam jeszcze pozostaje czasu?
Galdeazun spojrzał na skalę i odpowiedział:
— Nie więcej jak ćwierć godziny.
— To dobrze — rzekł doktór.
Płaski dach kajuty, na którym się wspierał łokciami, stanowił niby rodzaj stołu. Doktór wyjął z kieszeni przyrządy do pisania i pióro i także teczkę, z której wyciągnął pergamin, ten sam, na którego odwrotnej stronie nakreślił był kilka godzin temu dwadzieścia linijek drobnego i zwięzłego pisma.
— Podać mi światło — rzekł.
Śnieg, oddawna spadający falami nakształt piany wodospadu, pogasił już pochodnie. Jedna płonęła jeszcze. Schwycił ją Ave-Maria i podszedł z nią ku miejscu, gdzie stał doktór.
Doktór schował napowrót teczkę do kieszeni, umieścił na zrębie pióro i kałamarz, rozłożył pergamin i rzekł:
— No, słuchajcie.
Natenczas, w pośrodku morza, na tym zapadającym pomoście, jakby na drżącej desce grobowej, począł doktór głosem poważnym czytać słowa, których wszelka ciemność nasłuchiwać się zdawała. Wszyscy ci odsądzeni od życia schylali głowy słuchając. Przerywane błyski pochodni uwydatniały ich bladość. To, co doktór czytał, pisane było po angielsku. Chwilami, kiedy któreś z tych zrozpaczonych spojrzeń zdawało się żądać jakiego wyjaśnienia, doktór przerywał sobie i powtarzał miejsce mniej zrozumiałe, bądź po francusku, bądź po hiszpańsku, bądź po biskajsku, bądź po włosku. Tu i owdzie słychać było wstrzymywane łkania, lub głuche uderzenia pięścią w piersi. Statek ciągle się pogrążał.
Dokończywszy czytania, doktór położył pergamin na zrębie, wziął pióro i napisał u jego spodu: Doctor Gerhardus Geestemunde.
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/153
Ta strona została przepisana.