Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/158

Ta strona została przepisana.
KSIĘGA TRZECIA
DZIECIĘ W CIENIU
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Chess-Hill.

Niemniej potężnie wrzała burza na lądzie, niż na morzu.
Podobne do poprzedniego dzikie wyuzdanie odbywało się i wokoło opuszczonego dzieciaka. Słabość i niewinność radzą sobie jak mogą pośród tej bezwiednej rozrzutności gniewu, wywieranej przez ślepo działające siły; ciemność o nic nie pyta, i objawy przyrody nie posiadają bynajmniej łaskawości, którą im radzi przypisujemy.
Na lądzie wiatru było bardzo mało. Szerzący się chłód posiadał w sobie coś bezdusznego. Ani ziarnka gradu. Warstwa spadającego śniegu była istotnie przerażająca.
Ziarnka gradu sieką, udręczają, kaleczą, ogłuszają, pastwią się; śnieżne płaty stokroć są gorsze. Nieubłagany 1 miękki kłaczek bieluchny w cichości i zwolna spełnia swoją robotę. Jeżeli go dotkniesz, rozpływa się. Jest czystej białości, na podobieństwo pozornie niewinnego świętoszka. Zwolna to, warstwującemi się białościami podobnemi, kłaczek śnieżny urasta w lawinę, hipokryta w zbrodniarza.
Dzieciak ciągle postępował naprzód, otoczony zewsząd mgłą nieprzenikliwą. Mgła jest miękką zaporą, stąd tem większe pośród niej niebezpieczeństwo; niby ulega, ale zarazem opór stawia; mgła, równie jak śnieg, pełna jest zdrady. Dzieciak nasz, dziwny zapaśnik pośród tych wszystkich matni, dobił się wreszcie do samego spodu pochyłości i zapuścił się w błonia Chess-Hillu. Nie wiedząc o niczem, znajdował się w tej chwili na przesmyku, ujętym z dwóch stron w głębie oceanu, tak iż wpośród tej mgły, tej śnieżycy i tej nocy, gdyby był na jotę szlak swój zmylił,