w prawo stoczyć się mógł tak jak piłka prosto w zapadłe tonie zatoki, w lewo zaś w rozszalałe głębie pełnego morza. Postępował tym sposobem, nic nie wiedząc, mostem, zawieszonym pośród dwóch otchłani.
Półwysep Portlandzki był w tej epoce szczególnie surowy i ostry. Dzisiaj nic już nie zostało z jego ówczesnego ukształtowania. Od czasu gdy pomyślano o tem, by kamień Portlandu użyć na sposób rzymskiego cementu, cała skała przeszła przez pracę rąk ludzkich, które zmieniły jej pierwotny wygląd. Znajduje się tam jeszcze twarde wapienie i łupek, wychodzące z ław skupniowych jak ząb z dziąsła; ale motyka zgładziła i zrównała te wszystkie wystające i ostre szpice, na których siadały ohydne drapieżcę. Niema już wierchów, na których mogłyby sobie wyznaczać schadzki lablees, stescoraires, które tak jak zawistni lubią kalać szczyty. Napróżnobyś szukał wysokiej jednolitej skały, zwanej Godolphin, stare słowo gallijskie, które znaczy: orzeł biały: Zrywa się jeszcze latem na tych obszarach rozoranych i pełnych dołów, jak gąbka, rozmaryn, miętę, hyzop dziki, koper morski, który zaparzony daje wzmacniający napój, i to ziele pełne węzłów, które wyrasta z piasku i z którego robi się plecionki; ale nie znajduje się tam już ani ambry szarej, ani czarnej cymy, ani tego potrójnego rodzaju łupku zielonego, niebieskiego i koloru liści szałwji. Uciekły lisy, borsuki, wydry, kuny; były w urwiskach Portlandu tak, jak na cyplu Cornouailles, sarny; niema ich już, łowi się jeszcze w pewnych zagłębieniach ptaszki i pilchardy, ale łososie, przestraszone nie podchodzą już w górę rzeki Wey od Świętego Michała do Bożego Narodzenia, żeby tam składać jaja. Nie widzi się tu już, jak za czasów Elżbiety, tych wielkich nieznanych ptaków, wielkich jak jastrzębie, które przecinały jabłko na dwoje i zjadały tylko pestki. Nie widzi się tam już tych wron o żółtych dziobach, po angielsku zwanych cornish chough, po łacinie pyrrocarax, które złośliwie rzucały na słomiane strzechy płonący chróst. Nie widzi się tam już czarodziejskiego żar ptaka, przybyłego z archipelagu Szkocji, rzucającego ze swego dzioba oliwę, którą wyspiarze palili w swoich lampach. Nie spotyka się tam już wieczorem,
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/159
Ta strona została przepisana.