Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/170

Ta strona została przepisana.

Dziewczynka miała rączki, nóżki, ramiona, kolana niemal zdrętwiałe lodem. Chłopiec uczuł wskroś ciała jej zimno straszliwe.
Miał na sobie jedyne swoje odzienie, suche jeszcze i ciepłe, ów kaftan majtkowski. Chwilę położył dziecię na piersi jego matki, zdjął z siebie swój kaftan, obwinął, w niego dziewczynkę, wziął ją, i sam już niemal nag- pośród kłębów śnieżycy, którą wicher na wszystkie rozimiatał strony, unosząc niemowlę, począł coprędzej iść w dalszą drogę.
Tymczasem dziewczynka, odszukawszy znowu policzek chłopca, przycisnęła do niego usta i wkrótce rozgrzana zasnęła. Był to pierwszy pocałunek tych dusz pobratymczych w ciemnościach.
Matka zaś pozostała jak i była leżąca, plecami na śniegu, twarzą ku nocy. W chwili jednak, kiedy się chłopiec sam odzienia pozbawił, ażeby tylko okryć jej córkę, być może, że z głębin nieskończoności, w których się teraz znajdowała, widziała go i błogosławiła.

ROZDZIAŁ TRZECI
Ciężar utrudnia jeszcze wszelką drogę bolesną.

Już upłynęło przeszło cztery godziny od czasu, jak orka odbiła od Portlandu, pozostawiając poza sobą chłopca. Ten, od czasu jak został opuszczony, po drodze, którą się udał, ze społeczeństwa ludzkiego napotkał był dopiero trzy istoty, nastręczające mu się do zawarcia znajomości: mężczyznę, kobietę i dziecko. Mężczyzną był człowiek, wiszący na wzgórzu; kobietą — postać, leżąca w śniegu; dzieckiem — ta mała dziewczynka, którą niósł na ręku.
Niemal upadał od utrudzenia i głodu.
A przecież szedł przed siebie odważnie, jakkolwiek mniej mając siły, a zato więcej ciężaru.
Znajdował się w obecnej chwili niemal bez odzienia. Resztki łachmanów, które jeszcze zatrzymał na sobie, stężałe od mrozu, były ostre, jak szkła odłamy, i kaleczyły mu skórę. Ziąbł, ale zato dziecię się rozgrzewało.
To, co utracił, stracone nie było, bo je ktoś drugi zyskiwał. Chłopiec z rozkoszą sprawdzał to działanie ciepła,