nie zawalić się od wiatru morskiego, i zostawiające między sobą wąskie przejścia nieczystych, krętych i niezgrabnych uliczek i placów, często zalanych przez przypływy z czasu zrównania dnia z nocą, zbiorowisko starych domów, babek złączonych wokoło kościoła pradziada, oto czem był Weymouth. Weymouth był niejako starożytnem miasteczkiem normandzkiem, które się rozbiło na brzegach Anglji.
Podróżny, jeżeli wchodził do oberży, którą dzisiaj zastępuje hotel, zamiast zapłacić po królewsku za rybę smażoną i butelkę wina dwadzieścia pięć franków, musiał się poniżyć do zjedzenia za dwa sous zupy z ryb, bardzo zresztą dobrej. Było to nędzne.
Tylko że Weymouth ówczesny nie był bynajmniej szanownym i wspaniałym Weymouthem dzisiejszym.
Dziecko porzucone, niosące dziecko znalezione, zapuściło się w pierwszą uliczkę, potem w drugą, potem w trzecią. Upatrywał oczyma, to po piętrach, po to dachach, gdzieśkolwiek oświetlonego okienka, ale wszystko było zamknięte i ciemne. Czasami próbował do drzwi kołatać. Ale nikt nie odpowiadał. Nic tak nie zatwardza serca, jak kiedy się leży w łóżku pod ciepłem nakryciem. Wreszcie kołatanie to i dobijanie się rozbudziło całkiem dziewczynkę. Chłopak dowiedział się o tem dotykalnie, czując, jak mu ssała policzek. Nie płakała, sądząc, że jest na rękach matki.
Mógł się w ten sposób błąkać Bóg wie jak długo po rozgałęzieniach uliczek przedmieścia Scrambridge, gdzie naówczas więcej było ogrodów warzywnych, aniżeli domów mieszkalnych, i więcej płotów cierniowych, niż jakiegobądź schronienia. Na szczęście jednak, dostał się wypadkiem w poprzeczne przejście, istniejące i dziś jeszcze obok Trinity-Schools. Przejście to poprowadziło go wprost na wybrzeże, które już i wtedy było zarodkiem ulicy, opatrzonej bulwarkiem, na prawo zaś znajdował się most jakiś.
Most ten był mostem Wey, łączącym Weymouth z Melcomb-Regis, pod arkadami swemi przepuszczał Harbour, łączący się z Back-Waterem.
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/176
Ta strona została przepisana.