Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/182

Ta strona została przepisana.

stopni. A wtem głos poprzedni zawołał z głębi budy z gniewem:
— No i cóż? Czemu nie wchodzisz?
Chłopak się zawrócił.
— No chodźże — rzekł znowu głos.
— A cóż to znowu za osioł, który zmarzł i brzuch ma pusty, a nie włazi do budy?
Chłopak, jednocześnie odtrącany i zapraszany, sam nie wiedział, co ma począć ze swoją osobą. Głos zawołał znowu:
— No, mówię ci, żebyś wszedł, cymbale.
Przestał się wreszcie wahać i postawił nogę na stopniu.
Ale pod budą znowu warczeć zaczęto.
Cofnął się. Rozwarta paszcza pokazała zęby.
— Leżeć! — zawołał głos.
Paszcza zapadła w ciemności, jednocześnie też ustało i warczenie.
— Właźże! — zawołano z głębi.
Dzieciak z trudnością wgramolił się po trzech stopniach. Bardzo mu zawadzała mała dziewczyna, tak obwinięta i otulona w kaftan, że jej ani trochę widać nie było i że się zdawała tylko bezkształtnym jakimś węzełkiem.
Przebył tedy wreszcie owe trzy stopnie, ale, stanąwszy na progu, zatrzymał się.
Nie było świeczki ani kagańca w głębi budy, przez oszczędność może, czy też z niedostatku. Skutkiem tego wnętrze jej oświetlone było tylko czerwonością, wychodzącą z drzwiczek żelaznego piecyka, w którym pryskał żar torfowy. Na piecyku tym kurzył się tygielek i garnek, mieszczący w sobie pewnie jakąś strawę. Czuć nawet było zapach jej przyjemny. Jedynem i sprzętami tego mieszkania była skrzynia, zydel i latarnia, wisząca u pułapu, ale wcale nie zapalona. Oprócz tego, przy ścianach było kilka półek i kołki, na których wisiały rozmaite przedmioty. Na półkach poustawiane były różne naczynia szklane, miedziane, alembik, flasza dosyć podobna do tych naczyń, w których się szrutuje ziarnka wosku, oraz mnóstwo innych dziwnych przedmiotów, na których się chłopak wcale nie rozumiał, a które były po prostu alchemicznemi przyrządami. Wnętrze budy przedstawiało