Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/186

Ta strona została przepisana.

dusicielu. Pracowałem dziś dzień cały z pustym żołądkiem, z wyschniętem gardłem, z poskręcanemi wnętrznościami Bóg wie jak długo w noc; i oto piękna mi nagroda patrzeć, jak mnie odjada ktoś drugi. No, niech cię tam gęś kopnie, podzielimy się na połowę. Bierz sobie chleb, kartofel i słoninę, ale nie dam ci przynajmniej mleka.
W tej chwili przedłużony krzyk płaczliwy rozległ się w budzie. Ursus nastawił ucha.
— I ty jeszcze krzyczeć mi będziesz, ludożerco? Czegoś wrzasnął?
Chłopak się odwrócił. Niepodobna go było o krzyczenie posądzić, miał bowiem usta zapchane chlebem.
Krzyczenie nie ustawało.
Ursus podszedł ku skrzyni.
— Więc to ten węzełek wrzeszczy? Dolino Józefata! Toż tu pęk łachmanów ludzkim głosem odzywać się zaczyna. Czego on tam skrzeczy, ten twój tłómok?
Mówiąc to, rozkręcał zawiniątko. Wkrótce ukazała się z niego głowa dziecka z otwartemi ustami i płacząca.
— A to co znowu? — zawołał Ursus. — Toż i tu siedzi coś żywego; jakże, czy nie będzie temu końca? Kto tam! Do broni! Kapralu, straż pod broń! Druga katastrofa! Co mi ty tu przyniosłeś z sobą, złoczyńco? Patrzaj oto, pić się chce temu dzieciakowi. Dobryś, teraz to już i po mojem mleku.
Mówiąc to, wziął z półki zwitek dartej w pasy bielizny, gąbkę i flaszeczkę, mrucząc ze złością:
— Przeklęty kraj!
Poczem przyjrzał się dziecku.
— Dziewczyna, — zaraz to poznać można po wrzasku. Zmoknięta, jak i tamten.
Zerwał z niej, podobnie jak poprzednio z chłopca, łachmany, któremi była raczej obwiązana, niż odziana, i owinął ją w szmatę jakąś z grubego wprawdzie płótna, ale czystą i suchą. To nagłe i porywcze przebranie mocno się dało uczuć dziecku.
— Co za nieznośna skrzeka! — rzekł.
Odgryzł zębami kawałek gąbki, oddarł nieco płótna, wyciągnął zeń nitkę, wziął z pieca garnek, w którym było mleko, napełnił niem flaszeczkę, zatkał gąbką, przy-