Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/187

Ta strona została przepisana.

krywszy ją kawałkiem płótna, przymocował ten korek nitką, przyłożył sobie flaszkę do policzka dla spróbowania, czy nie jest za gorąca, i chwycił pod lewą rękę wystraszone niemowlę, które krzyczało w niebogłosy.
— No, ssij, utrapiony pędraku, masz smoczek.
Mówiąc to, włożył jej w usta zatyczkę od flaszki.
Dziecko pociągnęło chciwie.
Ursus przytrzymał flaszkę w stosownem pochyleniu, mrucząc pod nosem:
— Wszystkie one takie same: kiedy mają, czego chciały, dopiero wtedy milczą.
Dziewczynka pociągnęła była tak łapczywie, i z taką zaciekłością chwyciła tę pierś ofiarowaną przez tę szorstką opatrzność, że zakrztusiła się ogromnie.
— Jeszcze mi się udusisz — mamrotał Ursus. — To także żarłoczna bestja!
Wyciągnął jej z ust gąbkę, przeczekał, aż jej się kaszel uspokoi, poczem znowu przytknął jej flaszkę, mówiąc:
— No, ssij, łajdaczko.
Tymczasem chłopak położył był widelec. Widząc, jak się niemowlę karmiło, sam zapomniał o jedzeniu. Chwilę jeszcze przedtem z oczu mu patrzyło zadowolenie, obecnie błyszczała z nich wdzięczność. Widział bowiem wyraźnie, że dziecko wracało do życia. To dopełnienie zmartwychwstania żyjącej istoty, rozpoczętego przez niego, roziskrzało jego źrenice niewymownym jakimś blaskiem. Ursus dalej przeżuwał sobie w zębach swoje słowa mrukliwe. Chłopak co chwila zwracał ku niemu oczy wilgotne wzruszeniem, nie umiejąc go wyrazić słowami, zwyczajnie biedak sfukany, któremu się na łzy zbiera.
Wtem Ursus wrzasnął na niego:
— No, czegóż nie jesz, ośle?
— A pan? — spytał dzieciak cały drżący, ze łzami na rzęsach. — Dla pana nic nie zostanie.
— Jedz mi natychmiast, głupi nicponiu. Niema tam nic nadto dla ciebie, skoro nie było dosyć dla mnie.
Dzieciak wziął znowu widelec, ale nie jadł.
— Jedz mi zaraz! — krzyczał dalej Ursus. — Właśnie tu o mnie chodzi! Co ci do mnie, bosy hultaju z parafji oberwańców? Powiadam ci, że jedz. Nie na co innego