Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/196

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Obudzenie.

Dzień zaczynał się złowrogo. Smutna jasność wślizgnęła się do budy. Był to lodowaty świt. Ta siność, która wykreśla z grobową rzeczywistością wypukłość rzeczy, którym noc nadała widmowy wygląd, nie obudziła dzieci, śpiących blisko siebie. W budzie było ciepło.
Wśród ciszy słychać było dwa ich oddechy, falujące jakby dwie uspokojone tonie. Nie było już zewnątrz orkanu. Drżące odblaski zorzy zwolna obejmowały w posiadanie widnokrąg. Jedna po drugiej gasły konstelacje, na podobieństwo świec zdmuchiwanych kolejno. Kilka tylko gwiazd większych opór jeszcze stawiało. Od morza słychać było unoszący się ku niebu głęboki szmer nieskończoności.
W piecyku niezupełnie wygasło. Blady dzionek zmieniał się zwolna w dzień biały. Chłopiec mniej głęboko spał od dziewczyny. W czujności snu jego było coś z popędu do czuwania. Na pierwszy żywszy promień, który się przedarł przez szybę, otworzył powieki; sen dziecięcy w zapomnieniu się zwykle roztapia; chłopiec pozostał tak czas jakiś nawpół drzemiąc, nie zdając sobie sprawy z tego, gdzie się znajdował, ani co go otaczało, nie robiąc nawet wysiłku, żeby sobie przypomnieć cośkolwiek, rozglądając się po suficie izdebki i kształtując niewyraźne jakieś myśli wokoło głosek napisu: Ursus mędrzec, który rozpatrywał, nie rozumiejąc go, gdyż nie umiał czytać.
Wtem szelest w zamku, do którego klucz wkładano, zwrócił całą jego uwagę.
Drzwi się otworzyły, stopień opadł. To Ursus był z powrotem. Niebawem znajdował się na progu budy, ze zgaszoną latarnią w ręku.
Jednocześnie stąpnięcie czterech łap dało się słyszeć na stopniach. Był to Homo, idący za Ursusem i wracający także do domu.
Chłopiec mimowoli wzdrygnął się.
Wilk, prawdopodobnie głodny, wyszczerzył z pyska białe, ostre zęby.