poturbowano Algier i Tunis, zdobyto Jamajkę, upokorzono Lizbonę, pobudzono w Barcelonie rywalizację francuską, a w Neapolu Masamiello; przytroczono do Anglji Portugalję, od Gibraltaru do Candie wymieciono barbarzyńców, ugruntowano panowanie morskie pod obiema postaciami, zwycięstwa i handlu. 10 sierpnia 1653 r — człowiek trzydziestu trzech wygranych bitew, stary admirał, który sam się nazywał Dziadkiem marynarzy, ten Markiz Happertz Tromp, który zwyciężył flotę hiszpańską został pobity przez flotę angielską, odebrano Altantyk marynarce hiszpańskiej, Pacyfik marynarce holenderskiej, morze Śródziemne marynarce weneckiej i przez akt nawigacyjny objęto we władanie wybrzeża całego świata. Za pomocą oceanu świat trzymano w garści, flaga holenderska pokornie schylała się na morzu przed flagą brytyjską. Francja w osobie ambasadora Mancini w pas się kłaniała Olivierowi Cromwellowi, ten Cromwell bawił się Calais i Dunkierką jak dwoma wolantami na jednej rakiecie, przed nim drżał kontynent, on dyktował pokój, on nakazywał wojnę, a na wszystkich szczytach umieścił chorągiew angielską; jedyny regiment żelaznych pancerzy protektora większą trwogą przejmował Europę niż armja cała. Cromwell mówił: „Chcę, żeby szanowano rzeczpospolitą angielską, jak szanowano rzeczpospolitą rzymską“. Nie było już nic świętego, słowo było wolne, prasa była wolna, na środku ulicy mówiono, co ślina na język przyniesie, drukowano bez kontroli i cenzury to, co się komu podobało, równowaga tronów była złamana; cały europejski system monarchiczny, do którego należeli Stuartowie, był przewrócony. — Wkońcu pozbyto się tego wstrętnego rządu i Anglja otrzymała swoje wybaczenie!
Karol II wyrozumiały, dał deklarację w Breda. Nadał Anglji zapomnienie tej epoki, w której syn piwowara z Huntingdon stawiał stopę na głowie Ludwika XIV. Anglja wyznawała swoje mea culpa i oddychała. Rozradowanie, jakeśmy to przed chwilą powiedzieli, było zupełne, szubienice królobójców przyczyniały się do wesela powszechnego. Restauracja jest uśmiechem, ale trochę stryczków nie zaszkodzi, trzeba zadowolnić sumienie publiczne. Duch
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/215
Ta strona została przepisana.