uśmiechać się — a znowu niepodobna płakać. Innemi słowy: brakło mu pociechy z łez, a ulgi z radości. Stary człowiek — toż to rumowisko myślące; Ursus właśnie był tego rodzaju ruiną. Gadatliwość szarlatana, chudość proroka, zapalność naładowanej miny — takim był Ursus. Za młodu był filozofem na dworze pewnego lorda.
Działo się to lat już tem u sto osiemdziesiąt, za czasów, kiedy ludzie trochę więcej byli wilkami, niż są dzisiaj.
Ale znowu niewiele więcej.
Homo nie był pierwszym lepszym wilkiem. Wnosząc z jego słabości do jabłek i innych owoców, można go było wziąć za wilka polnego, z ciemnej szerści zakrawał na psa amerykańskiego, z przeciągłego zaś wycia, przechodzącego w szczekanie, sądziłbyś, że to wilkołak; ale znowu sam pozór źrenicy wilkołaka zbliżał go w podobieństwie ku lisowi, Homo zaś był wilkiem prawdziwym. Długości miał pięć stóp, co jest niezgorszą długością jak na wilka, nawet w głębi puszcz litewskich; był nielada siłaczem; spoglądał zpodełba, co już nie było jego winą; miał język miękki i tym językiem lizał niekiedy Ursusa; posiadał gęstą szczotkę z krótkiej a najeżonej sierści wzdłuż grzbietu, chudy zaś był tą poczciwą chudością, którą się tylko w lesie spotyka. Zanim wszedł w stosunki z Ursusem, co mu narzuciło budę do ciągnienia, miał zwyczaj wesoło odbywać sobie kilkadziesiąt mil w ciągu jednej nocy. Ursus, napotkawszy go raz wśród gąszczy ponad strumieniem, uczuł ku niemu szacunek, widząc, jak zręcznie i przemyślnie łowił raki, sądził bowiem w owej chwili, że ma przed sobą jeden z najzacniejszych i najautentyczniejszych okazów rodzaju psa, zwanego rakołowem.
Ursus o wiele wołał swego wilka, jako bydlę robocze, od osła. Kazać ciągnąć budę osłowi wielceby mu było przykrem, zbyt wiele bowiem robił sobie z osła. Do tego zauważył, że osioł, myśliciel czworonożny, wogóle mało przez ludzi zrozumiany, zwykł niekiedy w sposób niepokojący nastawiać uszy, ilekroć słyszy mędrców prawiących głupstwa. W życiu, pomiędzy myślą naszą i nami, osioł bywa uciążliwą, bo niepotrzebną trzecią osobą.