Sam ułożył niejedną klubową ustawę high life’u; założył nawet kilka wytwornych stowarzyszeń, z których jedno, Lady Guinea, istniało jeszcze na przedmieściu Pall-Mall w roku 1772. Lady Guinea był to klub, w którym się roiło od modnej młodzieży. Grywano tam w karty. Najmniejszą stawkę stanowił rulon złożony z pięćdziesięciu gwinei, i nie bywało nigdy na stole mniej jak dwadzieścia tysięcy gwinei. Każdy z grających miał przy sobie stoliczek do postawienia filiżanki z herbatą, a także szkatułki ze złoconego drzewa, w której się mieściły rulony złota, każdy równie, na podobieństwo służących, kiedy się zabierają do czyszczenia noży, wdziewał na ręce skórzane mankiety, dla ochraniania koronek, podobneż skórzane kołnierze dla zabezpieczenia krez; na głowy zaś, dla zasłony oczu od zbytecznego blasku lamp, a także utrzymania w porządku fryzury, szerokie słomiane kapelusze, pokryte kwiatami. Na twarze wdziewali maski, ażeby nie zdradzać swego wzruszenia, szczególnie przy grze w kwindecza. Wszyscy też ubrania swoje wkładali na wywrót, dla ściągnięcia sobie powodzenia.
Lord Dawid był członkiem Beefsteack-Klubu, Surly-Klubu, Split-farthing-klubu, klubu Gburów i klubu Lichwiarzy, także klubu Zapieczętowanego Węzła, Sealed Knot, Klubu Rojalistów i stowarzyszenia Marcina Scribblerusa, założonego przez Swifta w miejsce Klubu Rota, ustanowionego przez Miltona.
Jakkolwiek sam piękny, należał jednak do klubu Brzydkich. Klub ten poświęcony był potworności. Brano tam na siebie zobowiązanie pojedynkować się nie za żadną piękną kobietę, ale za brzydkiego jakiegoś mężczyznę. Główna sala klubu ozdobiona była najszkaradniejszemi portretami: Tersyta, Tribouleta, Dunsa, Hudibrasa, Scarrona; na kominku stało tam popiersie Ezopa, umieszczone pośród dwóch jednookich, Coclesa i Camoensa; ponieważ Cocles był ślepy na oko lewe, a Camoens na prawe, każdy z nich tedy nadstawiony był od strony swojej ślepoty, tak, że dwa te bezoczne profile spoglądały na siebie twarzą w twarz. Dnia, kiedy się dowiedziano, że piękna pani Visart dostała ospy, klub Brzydkich wniósł toast za jej zdrowie. Klub ten kwitnął jeszcze w począt-
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/242
Ta strona została przepisana.