stawiono zawieszonym w kominie drewnianego domu, wybudowanego a następnie porzuconego przez Holendrów, którzy wprędce co do jednego wyginęli tam z głodu. Ów zaś komin zrobiony miał być z beczki, osadzonej w dachu.
— Niech zginę, jeżeli choć cośkolwiek w tem rozumiem.
— Niech i tak będzie. Elżbieta jednak zrozumiała. Więcej o kraj jeden dla Holandji, to było kraj jeden mniej dla Anglji. Więc też butelka, która udzieliła podobnej wieści, już tem samem nabrała wagi niemałej. Stało się tedy, że od dnia owego wydano rozkaz, że ktokolwiekby znalazł zapieczętowaną butelkę na morskim brzegu, ma ją niezwłocznie oddać do rąk własnych admirała Wielkiej Brytanji, a to pod karą szubienicy. Admirał w takich razach oddaje ją właściwemu urzędnikowi, który niezwłocznie zdaje sprawę monarsze ze wszystkiego, co znalazł w jej wnętrzu.
— Czy to często przychodzą takie butelki do admiralicji?
— Rzadko kiedy. Ale to nic. Urząd swoją drogą istnieje. Przywiązane jest nawet do niego mieszkanie w admiralicji.
— I cóż to płacą za podobne próżniactwo?
— Sto gwinej rocznie.
— I ty mnie będziesz trudził dla takiego bzdurstwa?
— Można żyć z tego.
— Po dziadowsku.
— Właśnie tak, jak przystało takim, jak ja, hołyszom.
— Ależ sto gwinej, to nawet o tem mówić nie warto.
— To, co wielkim panom starczy zaledwie na minutę, tego nam dosyć na rok cały. To. cała wyższość biedaków.
— No, więc będziesz miał ten urząd.
W tydzień potem, dzięki zabiegom Jozyany, dzięki stosunkom lorda Dawida Dirry-Moir, Barkilphedro, tym razem na dobre już wydźwignięty, postawiony na nogi, osadzony stale, mając pewnych sto gwinej rocznego dochodu, znalazł się szczęśliwie uczepionyn przy admiralicji.
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/262
Ta strona została przepisana.