w niebo rzucić całą ziemię! Tymczasem wpijmy nasze pazury w Jozyanę.
Tak marzył Barkilphedro. Oto były ryki, jakie miał w duszy. Jest zwyczajem zazdrosnego rozgrzeszać, łącząc ze swoją osobistą urazą krzywdę publiczną. Wszystkie srogie kształty namiętności, tchnących nienawiścią, przelatywały przez tę dziką inteligencję. W rogu starych map świata z piętnastego wieku widzi się szeroką nieokreśloną przestrzeń bez kształtu i bez imienia, gdzie są napisane te trzy słowa: Hic sunt leones. Ten ponury kąt istnieje także u człowieka. Namiętności błąkają się i grzmią gdzieś w nas, i można także powiedzieć o pewnej ciemnej stronie naszej duszy: tu są lwy.
Czy to rusztowanie dzikich rozumowań było zupełnie fałszywe? Czy w tem nie było pewnego rozsądku? Trzeba powiedzieć prawdę, — nie.
Jest rzeczą straszną pomyśleć, że ta rzecz, którą się ma w sobie, sąd o czemś nie jest sprawiedliwością. Sąd to względność. Sprawiedliwość to absolut. Zastanówcie się nad różnicą między sędzią a sprawiedliwym.
Źli z bezwzględnością pomiatają sumieniem. Istnieje gimnastyka fałszu. Sofista jest fałszerzem, a gdy się nadarzy sposobność ten fałszerz brutalizuje ten zdrowy sens. Pewna logika bardzo giętka, bardzo bezwzględna, bardzo zręczna jest na usługach zła i niema sobie równej w ramieniu prawdy w ciemnościach.
Złowrogie uderzenia pięścią Szatana w Boga.
Niejeden sofista, podziwiany przez głupców, nie ma innej sławy, jak tylko, że nabił kilka guzów sumieniu ludzkiemu.
Smutnem było tylko to, że Barkilphedro przeczuwał fiasco. Zabierał się do wielkiej pracy, a w gruncie rzeczy, przynajmniej się tego obawiał, dla niewielkiej szkody.
Być człowiekiem trującym, mieć w sobie stalową wolę, djamentową nienawiść, płonące pożądanie katastrofy i nic nie spalić, nikomu nie ściąć głowy, nikogo nie zgładzić! Być tem, czem on był, siłą niszczącą, gniewem żarłocznym, niszczycielem cudzego szczęścia, być stworzonym — (gdyż jest Stworzyciel, djabeł czy Bóg, wszystko jedno kto!) być stworzonym Barkilphedrą, żeby urzeczywistnić
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/283
Ta strona została przepisana.