Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/325

Ta strona została przepisana.

W ten sposób doszli oboje, ona szesnastu, on dwu dziestu pięciu lat wieku.
Z tem wszystkiem, w stosunkach wzajemnych ani na jotę nie zaszli dalej, jak było w pierwszym dniu spotkania. Nawet raczej cofnęli się jeszcze, powiedziećby można; toż przypomnijmy sobie noc ich ślubną wówczas, gdy ona miała dziewięć miesięcy, a on dziesięć lat, toż samo, co wtedy, niemowlęctwo błogosłowione zdawało się żyć i w teraźniejszej ich miłości; tak to zdarza się zapóźnionemu słowikowi przedłużać śpiew swój nocny aż do brzasku zorzy.
Pieszczoty ich nie przekraczały nigdy uścisku rąk, niekiedy tylko Gwynplaine zbliżał drżące usta ku obnażonemu ramieniu dziewczyny. Wystarczała im obojgu ta rozkosz, tak nieśmiało jeszcze a tak słodko wymowna.
Dwadzieścia cztery lata i szesnaście! To sprawiło, że razu pewnego Ursus, nie wyrzekający się swojego, jak nazywał, „figla“, nagłe im rzekł:
— W tych dniach musicie sobie koniecznie obrać jaką wiarę.
— A to na co? — spytał Gwynplaine.
— Żeby się pobrać.
— Ależ to się już stało — odpowiedziała Dea.
Ona ani pojmowała, żeby można być inaczej mężem i żoną, jak w sposób przez nich zastosowany.
Z drugiej znów strony, to ich utopijne a tyle dziewicze w sobie zadowolenie, to ich prostacze samą dusz zamianą nasycenie, to niby małżeńskie bezżeństwo, bynajmniej nie korciło Ursusa. Gadał o tem, zwyczajnie, byle się ugadać.
Jego jednak dość głęboka wiedza lekarska wskazywała mu dotykalnie, że Dea, jeśli nie nadto młoda, tedy przynajmniej nadto jeszcze wątła i za mało rozwinięta była do tej uroczystości, którą miał zwyczaj nazywać „połączeniem z krwi i ciała“.
— Przyjdzie to — mawiał — i zawsze będzie w porę.
Zresztą czyż oni i tak nie byli połączeni? Mogłoż być mocniej coś zrosłego z sobą, niż tych sierot dwoje? Rzecz to zaprawdę cudowna podobne spojenie dwojga istot za pomocą wspólnej niedoli. A jakby i tego wę-