użytecznem. Prawo tedy zamykało nań jedno oko, król otwierał drugie.
Czasami król przyznawał się do współwiny. Są to śmiałości teroru monarchji.
Oszpecony bywał napiętnowany liljami. Odejmowano mu cechę Bożą, a wkładano mu znak króla. Jakób Astley, kawaler i baronet, pan na Meltonie, konstabl hrabstwa Norfolk, liczył w swoim rodzie dziecię jedno sprzedane, na którego czole sprzedawca wypiętnował rozpalonem żelazem kwiat lilji. W niektórych razach, jeżeli dla jakichbądź przyczyn należało stwierdzić królewskie pochodzenie dziecięcia, nie mogącego być uprawnionem, używano tego sposobu. Anglja zawsze nam czyniła ten zaszczyt, że, ilekroć szło o osobistą jej wygodę, zawsze się lubiła posługiwać kwiatem lilji.
Uwzględniając różnicę, dzielącą przemysł od fanatyzmu, znaleźć można pewne podobieństwo pomiędzy comprachicosami i dusicielami indyjskimi. Zazwyczaj żyli gromadnie, bawili się trochę kuglarstwem, ale to raczej dla pozoru. To im ułatwiało włóczęgę. Rozkładali tu i owdzie swe obozowiska; ale okazywali się zawsze poważni, religijni, i nie zbliżało ich żadne podobieństwo z innymi włóczęgami, ponieważ kradzież mieli w obrzydzeniu. Lud prosty dosyć długo niewłaściwie ich mieszał z Cyganami, hiszpańskimi, a nawet chińskimi. Cyganie hiszpańscy byli fałszerzami pieniędzy, chińscy zaś po prostu rzezimieszkami. Nic podobnego nie ciążyło na comprachicosach. Byli to wogóle ludzie uczciwi i, czy nam kto uwierzy czy nie, zapewnić możemy, że niekiedy bywali naprawdę rzetelni. Nie wyłamywali, ale otwierali drzwi, wchodzili, targowali dziecko, płacili za nie i zabierali, jak swoje. Robiło się to całkiem uczciwie.
Bywali najrozmaitszego pochodzenia. Pod tą nazwą comprachicos kumali się z sobą Anglicy, Francuzi, Kastylczycy, Niemcy i Włosi. Jedna myśl wspólna, jeden i ten sam zabobon, wyzyskiwanie wspólne korzyści jednego rzemiosła, stwarzają niekiedy podobne pobratymstwa. W tem stowarzyszeniu złoczyńców wszystkie strony świata miały swych przedstawicieli. Niejeden Baskijczyk wybornie się tam mógł rozmówić z Irlandczykiem; dwa te
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/44
Ta strona została przepisana.