kuglarza, ani wędrownego golarza, ani fizyka, ani handlarza roznoszącego towary, ani uczonego pod gołem niebem, wziąwszy pod uwagę, że mają oni sposób zarobkowania. Pozatem, odrzuciwszy te wyjątki, rodzaj człowieka wolnego, który jest w człowieku wędrownym, przejmował prawo strachem. Przechodzień był wrogiem publicznym in potentia. Ta rzecz nowoczesna, wałęsanie się, była nieznana; znano tylko tę rzecz starożytną, włóczęgostwo. „Podejrzany wygląd“, to „niewiadomo co“, co każdy rozumie i czego nikt nie może określić, wystarczało, by społeczeństwo chwyciło człowieka za kołnierz. Gdzie mieszkasz? Co robisz? A jeśli nie mógł odpowiedzieć, czekały go srogie kary. Żelazo i ogień były w kodeksie. Prawo wprowadzało w czyn kanteryzację włóczęgostwa.
Stąd, na całej ziemi angielskiej, prawdziwe „prawo podejrzanych“ stosowane do włóczęgów, chętnych, powiedzmy do złoczyńców, a szczególnie do Cyganów, których wypędzenie niesłusznie porównywano z wypędzeniem żydów i maurów z Hiszpanji i protestantów z Francji. Co do nas, rozróżniamy nagankę od prześladowania.
Comprachicosowie, kładziemy na to nacisk, nie mieli nic wspólnego z Cyganami. Cyganie byli narodem, comprachicosowie byli zlepkiem wszystkich narodowości, pozostałością, mówiliśmy to; okropna miednica plugawych wód. Comprachicosowie nie mieli tak, jak Cyganie, własnego narzecza; ich żargon był mieszaniną narzeczy; wszystkie języki zmieszane były ich językiem; mówili gmatwaniną. Stali się wkońcu tem, czem byli Cyganie, narodem błąkającym się pośród narodów, ale ich węzłem wspólnym było stowarzyszanie się, nie rasa. We wszystkich epokach historji można rozróżnić w tej wielkiej płynnej masie, jaką jest ludzkość, takie strumienie ludzi jadowitych, płynące osobno i trujące potrosze wkoło siebie. Cyganie byli rodziną, Comprachicosowie byli lożą masońską; masonerja, mająca nie cel wzniosły, ale obrzydły przemysł. Ostatnia różnica, religja. Cyganie byli poganami, comprachicosowie chrześcijanami, jak się to należy stowarzyszeniu, które choć pomieszane ze wszystkiemi narodami, zrodziło się w Hiszpanji, miejscu nabożnem.
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/47
Ta strona została przepisana.