Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/61

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ TRZECI
Samotność.

Dzieciak nieporuszonypo został na skale, ze wzrokiem osłupiałym. Nie wołał nikogo. Nie prosił o nic. Jednak była to rzecz nieprzewidziana, a on nie powiedział na to ani słowa. Na statku również panowało milczenie. Ani wykrzyku dziecka ku tym ludziom, ani choćby słowa pożegnania od tych ludzi dziecku. I było z tych stron obu niby przyzwolenie nieme na tą przestrzeń, coraz między nimi wzrastającą. Coś podobnego dzieje się pewnie przy rozstaniu cieniów, na dwóch brzegach Styksu. Dzieciak, jakby wrosły w skałę, której stopy wzbierające fale przypływu już zaczynały ogarniać, poglądał tylko na oddalający się statek. Powiedziałbyś, że rozumiał. Ale co on takiego rozumiał? Cień.
W chwilę potem orka dosięgła przesmyku, stanowiącego wyjście z zapadliny morskiej, i weszła weń. Błysnął szczyt jej masztu na jasnem niebie ponad popękanemi bryłami, pośród których mknęła wężykiem ta cieśnina, jakby pośród dwóch murów. Szczyt ten błąkał się czas jakiś pomiędzy wierzchami skał i wreszcie zdał się w nich gubić. W chwilę potem już go nie było. Skończyło się. Statek wypłynął na pełne morze.
Dzieciak popatrzył na to zniknięcie.
Był zdumiony, a bardziej jeszcze zadumany.
Osłupienie kojarzyło się w nim z budzącem się ponuro poznaniem życia. Ta istota początkująca zdawała się posiadać już doświadczenie. Może on już miał i sąd swój własny? Próba, przybywająca przedwcześnie wytwarza niekiedy w głębi zamglonej jeszcze rozwagi umysłu dziecięcego nieokreślone jakieś a straszliwe szale, na których te biedne małe duchy ważą Boga.
Czując się niewinnym, przyzwalał. Nie wydał ani skargi. Kto nic sobie do wyrzucenia nie ma, ten nie robi wyrzutów.
To nagłe odrzucenie go nie wywołało w nim nawet ruchu. Doznał pewnego rodzaju wewnętrznego odrętwienia. Wobec tej niespodzianej zaczepki losu, która zdawała się kłaść koniec jego istnieniu niemal przed jego zacząt-