Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/70

Ta strona została przepisana.

Nagle się zatrzymał; chwilę nastawił ucha, zrobił nieznaczne poruszenie głową, jakby zadowolony z siebie, zwrócił się żywo i począł postępować ku niezbyt wielkiej wyniosłości, którą przeczuciem niemal odgadł był na prawo, właśnie w stronie, gdzie płaszczyzna dotykała już krawędzi urwiska. Widniał na tem wzniesieniu kształt jakiś, który w mgle nocnej wydawał się drzewem. Właśnie w stronie tej dzieciak usłyszał był odgłos jakiś, który jednak nie był szmerem wiatru, ani rykiem morza. Nie był to również głos żadnego zwierzęcia. Pomyślał, że tam ktoś teraz być musi.
W kilku podskokach znalazł się u stóp wzgórza.
Ktoś się tam znajdował w istocie.
To, co było nie do rozróżnienia z odległości, teraz stawało się widzialnem.
Było to coś, jakby wielkie ramię, sterczące prosto z ziemi. Na końcu tego ramienia rodzaj palca wskazującego, podtrzymywanego od spodu, kciukiem wydłużał się równolegle do ziemi. Wszystko to, razem wzięte, zarysowywało na niebie rodzaj trójkąta z przedłużonemi dwoma bokami. U krańca poprzecznego ramienia znajdował się przyczepiony niby sznur, u którego wisieć się zdawało coś bezkształtnego i czarnego. Sznur ten, poruszany wiatrem, wydawał zgrzyt łańcucha.
Ten to dźwięk właśnie zwrócił był uwagę dzieciaka.
Sznur ten, widziany zbliska, stawał się rzeczywiście tem, co zgrzyt zapowiadał, to jest łańcuchem. Marynarskim łańcuchem, o zapełnionych do połowy ogniwach.
Skutkiem tego tajemniczego prawa w przyrodzie, które zlewa, kojarząc z sobą, pozory rzeczy i ich rzeczywistość, miejsce, chwila, mgły, tumany, pełne grozy morze, senne w odległości zamęty widnokręgu, gromadziły się wokoło tego zarysu na niebie i czyniły go olbrzymim.
Bryła, uczepiona u łańcucha, przedstawiała podobieństwo do pochwy. Była spowijaczona, jak dziecię, i długa, jakby człowiek. W górze znajdowało się jakieś zaokrąglenie, około którego okręcał się koniec łańcucha. Pochwa rozpadała się od dołu. Widać było tam tędy jakieś kształty wychudłe.